PRZESZŁOŚĆ DAJE O SOBIE ZNAĆ
Najpierw był „Vision”, potem swoje solidnie pogrubione wydanie dostał „Doktor Starnge” pisany przez Jasona Aarona, teraz nadszedł czas na „Iron Mana” Briana Michaela Bendisa. W ten sposób w ręce czytelników w jednym albumie trafia komplet czternastu zeszytów napisanych przez tego autora, a że to kawał świetnego komiksu, będącego jednocześnie wstępem do pożegnania artysty ze stajnią Marvela, którą opuścił na rzecz konkurencyjnego DC Comics i pisania serii o Supermanie (czego przedsmak otrzymaliśmy w tysięcznym numerze „Action Comics”), tym bardziej warto go poznać. Szczególnie, że to kolejna z pozycji, w której dobrze odnajdą się także zupełnie nowi odbiorcy.
W życiu Tony’ego Starka zawsze wiele się działo, w końcu kiedy jest się miliarderem z niezdrowym pociągiem do kieliszka, playboyem i superbohaterem, trudno by było inaczej. Teraz jednak zaczyna dziać się jeszcze więcej, niż do tej pory, tak na gruncie zawodowym, jak i prywatnym. Odziany w nową zbroję Iron Man musi poradzić sobie z powrotem jednego z największych wrogów, który tym razem gromadzi siły tak potężne, że mogą rozedrzeć naszą rzeczywistość. By go powstrzymać, będzie musiał połączyć siły z innym wrogiem, a to zaledwie początek.
Oto bowiem sprawy prywatne rzucą go w wir poszukiwania prawdy o swoich rodzicach. Jednocześnie zaczynają się wydarzenia drugiej wojny domowej, które znów podzielą świat bohaterów, a jakby tego było mało, a horyzoncie pojawia się ona - Riri Williams, genialna studentka MIT, która tworzy własną zbroję Iron Mana. Co wyniknie z tego wszystkiego?
Linia Marvel Now 2.0, mimo zapowiedzi pewnych zmian, początkowo od poprzedniczki wydawała się różnić jedynie zmianą białej części okładki na czarną. Wkrótce jednak okazało się, że to nie jedyna nowości, bo Egmont zaczął wypuszczać na rynek o wiele grubsze od dotychczasowych, zbiorcze wydania czy to całych serii („Vision”), czy konkretnych story arców („Doktor Strange”), dotychczas zarezerwowane tylko dla eventów. Okazało się to znakomitym rozwiązaniem, bo w dobrej cenie fani dostają nie tylko solidną dawkę komiksu, ale przede wszystkim nie muszą czekać by doczytać opowieść do końca. A że Egmont w linii Marvel Now prezentuje niemal same dobre tytuły, tym bardziej czytelnik cieszy się, mogąc je czytać w takiej formie.
„Niezwyciężony Iron Man” to seria dobra – i to bardzo. Bendis jak zwykle serwuje nam pełen akcji scenariusz, gdzie następujące wręcz lawinowo wydarzenia nie pozwalają na chwilę nudy, wciągając i intrygując. Całość jest lekka i szybka w odbiorze, choć nie brak tu i bardziej stonowanych momentów, na dodatek skrojona została tak, by nowi czytelnicy mogli się tu dobrze odnaleźć. Dla miłośników serii scenarzysta przygotował natomiast sporą rewolucję i dobrą zabawę motywami, a całość doczekała się doskonałej szaty graficznej w wykonaniu Mike’a Deaodato Jr. Rysunki są realistyczne, szczegółowe – wręcz drobiazgowe bym powiedział – i bardzo nastrojowe. Do tego dochodzi dobry kolor i świetne wydanie. Kto lubi Iron Mana, który na naszym rynku wciąż jest traktowany dość po macoszemu, albo po prostu dobre komiksy superhero, nie zawiedzie się sięgając po ten tom.
|
autor recenzji:
wkp
21.06.2019, 14:24 |