Tony Sandoval z mozołem buduje napięcie swej serii „Futura Nostalgia”. Jej trzeci tom już za nami. Jak wypada? Zapraszam do lektury.
Marie już znamy. To dziewczyna z okładki, która wpada w niezłe tarapaty. „Świat zwariował”. Jej bliscy gdzieś zaginęli, a miasteczko opustoszało. Nic dziwnego, skoro przetacza się przez nie fala morderstw. Nic dziwnego, że nieliczni ocaleni szukają bezpiecznych schronień nie ufając nikomu. „Mam wrażenie, że przespałam coś istotnego” - mówi na którejś z plansz Marie. Nie do końca przespała. Przemieszczała się między wymiarami. Między światami rzeczywistym i drugim, który dzieje się gdzie obok nas. I w pewnym momencie dochodzi do ich połączenia. Do spokojnego miasteczka wkradają się demony...
To akurat w przypadku Sandovala nie dziwi. Autor przyzwyczaił nas do swej stylistyki. Do łączenia pięknych akwarelek z mrocznymi klimatami. Tak jest i w tym przypadku. Twórca trochę postraszy, trochę rozśmieszy... Powoli, kadr po kadrze, plansza po planszy, snuje swą straszną bajkę dla dorosłego czytelnika. Ale w trzecim tomie znów nie zdradza zbyt wiele. Dowiadujemy się raptem, że naszą bohaterkę czeka jeszcze trochę wysiłku, by dotrzeć do zagubionych przyjaciół. I zostajemy z niedosytem. Fabularnym. Bo pod względem graficznym Sandoval nie schodzi poniżej poziomu.
Do tej pory byliśmy przyzwyczajani, że komiksy pochodzącego z Meksyku twórcy dostajemy od razu, w grubych albumach. W przypadku komiksu „Futura Nostalgia” jest inaczej. Ukazuje się w odcinkach, po dwa rozdziały w jednym tomie. Obecnie jesteśmy na jej półmetku. Sześć rozdziałów - w trzech tomach - już przeczytaliśmy. Sześć kolejnych - w kolejnych trzech tomach - czeka na wydanie.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.