KOSOWO. WYJŚCIE Z MROKU
„Ofiary nie mają narodowości. Wszystkie dzielą to nieszczęście, na które nie zasłużyły”. W tym przypadku ofiarami są dawni sąsiedzi. Albańczycy i Serbowie mieszkający obok siebie do chwili, gdy do głosu doszły nacjonalizmy. Nacjonalizmy, które spokojny region zamieniły w skonfliktowany „Bałkański Kocioł”.
„Powrót do Kosowa” jest przerażającą historią osadzoną w maleńkim państewku, które dopiero w 2008 roku ogłosiło niepodległość i oderwało się od Serbii. „Powrót do Kosowa” jest historią autobiograficzną. Jej tworzenie było dla scenarzysty – to Gani Jakupi - formą samooczyszczenia. Przetrawienia tego, co działo się i w jego ojczyźnie, i w jego głowie. Było swoistą terapią, która pozwoliła mu iść dalej, do przodu. Jakupi komiks podzielił na kilka części. W pierwszej jest komentatorem. W kolejnych – obserwatorem. W ostatniej – uczestnikiem.
W pierwszej występuje jako specjalista od Kosowa w zachodnich mediach. Jako człowiek stamtąd wyraża swe zdanie w mediach hiszpańskich (mieszka akurat w Hiszpanii) przedstawiając cóż w tym kosowskim tyglu się tli. Ale to też moment, kiedy pojawiają się pytania o rodzinę, która w Kosowie wciąż tkwi. Druga część to wyjazd do Kosowa. Ma za zadanie stworzyć reportaż o kraju, który powoli wraca do normalności. Normalność w tym przypadku to opuszczone domy, zniszczone wioski, bezimienne groby… To próba powrtu z wojny zgoła innej niż ta przedstawiona w filmie „Underground” Kustiricy. To też wyprawa do domu rodzinnego, w którym – na szczęście – nikogo nie brakuje. Kolejna część to już odbudowa kraju. Wreszcie ostatnia to tytułowe powroty, którym najczęściej towarzyszy zdziwienie i pytanie: „To ty żyjesz?”.
Scenariusz na komiksowe plansze przełożył Jorge Gonzales z… Portoryko. Podróż - nawet tylko wirtualna - do Kosowa musiała być dla niego wyprawą w nieznane. Wyprawą, która przyniosła pełne ekspresji kadry. Przemykają po nich złowrogie cienie z bronią i wystraszeni zwykli mieszkańcy – zarówno Albańczycy, jak i Serbowie. Czuć z nich nienawiść – np. gdy pada stwierdzenie, że „Serb zawsze będzie Serbem”. Serbem, czyli wrogiem, choć nikt tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć z jakiego powodu. Widać na nich ludzi „urodzonych po niewłaściwej stronie", przemieszczających się przez kraj będący niczym teatralna scenografia.
„Powrót do Kosowa” pokazuje bezsens walk, jakie toczyły się na Bałkanach. Pokazuje spaloną ziemię, gdzie bezpańskie psy w wyludnionych wsiach nie mają już czego pilnować, sąsiedzi nie chcą na siebie patrzeć, zaś wiara w pomoc Zachodu z każdym miesiącem coraz bardziej topnieje. Jest komiksem pokazującym jak różne znaczenia mogą mieć podstawowe słowa: mundur, język, wina, tabu, twarz, propaganda, granica, represja… Wreszcie to kolejny głos mówiącym o bezsensie „oblężenia Sarajewa, masakry w Srebrenicy czy barbarzyństwa w Vukovarze”. O grozie, która – cytując tekst z jednego z kadrów - spowszedniała.
„Powrót do Kosowa” jest też kolejnym komiksem traktującym o wojnie na Bałkanach. Wcześniej mieliśmy już okazję przeczytać takie prace jak „Strefa bezpieczeństwa Gorażde” (scen. i rys. Joe Sacco), „Pozdrowienia z Serbii” (scen. i rys. Aleksandar Zograf) czy „Bośniacki płaski pies” (scen. Lars Sjunnesson, rys. Max Andersson). Wszystkie mówią o tym samym. O bezsensie, jaki wydarzył się w niewielkim kawałku Europy. Wszystkie są równie ważnym, komiksowym głosem. „Powrót do Kosowa” wydaje się być wśród nich najbardziej uniwersalnym. Równie dobrze mógłby to być np. „Powrót do Bośni i Hercegowiny” czy „Powrót do Serbii”. Duża w tym zasługa nie tylko scenarzysty, który pokazał pewne schematy, pewne zachowania, ale i rysownika, który nie sportretował konkretnych miejsc. Ich opowieść jest bardziej uduchowiona. Co nie znaczy, że mniej przerażająca.
|
autor recenzji:
Mamoń
02.06.2019, 15:31 |