CLIFTON. HAROLD WILBEFORCE CLIFTON
W Puddington nigdy nie wiadomo co przyniesie nowy dzień… Właśnie w Puddington mieszka Harold Wilbeforce Clifton. Bohater komiksowej serii, której kolejne odcinki właśnie trafiły pod nasze strzechy.
Tradycją już jest, że w paczce (czyli twardej oprawie) dostajemy cztery albumy z wąsatym agentem. Tak było w dwóch poprzednich tomach, na które złożyły się komiksy duetów Bob de Groot (scenariusz) i Turk (rysunki) oraz Bob de Groot i Bedu (tak, tak – ten Bedu od kultowego cyklu „Hugo”). Tak jest i w tomie trzecim. Znalazły się w nim komiksy „Jade”, „Czarny Księżyc”, „Elementarne, mój drogi Cliftonie” oraz „Irlandzka wyprawa”. Scenariusze do pierwszych trzech napisał znany już nam Bob de Groot. Zilustrował Michel Rodrigue. Ostatni komiks w całości stworzył Rodrigue.
Tak, jak napisałem w Puddington może wydarzyć się wszystko. Np. do skrzynki pocztowej Cliftona ktoś może wrzucić liścik o treści: „Wojna niestety jeszcze się nie skończyła, pułkowniku” podpisany „AKC666”. Może też ktoś wysłać bohatera do Korei Północnej, by tam rozwikłał sekrety sekty wielbiącej Czarny Księżyc. Może też ktoś zadrwić sobie ze spokojnego staruszka i wysłać go w podróż czasoprzestrzenną. Ot, np. do roku 1912. Albo wreszcie wkręcić w mało spokojną wyprawę do Irlandii, gdzie spotka swoich starych kumpli ze studiów.
W pierwszych trzech historiach Cliftonowi towarzyszy piękna partnerka. Również fabuły odchodzą od standardowych, z jakimi mieliśmy do czynienia w poprzednich dwóch tomach zbiorczych. Akcja nabiera rozpędu, tarapaty stają się coraz większe. Clifton zaczyna wręcz przypominać Bonda! (ba, za Bonda zostaje nawet wzięty w Irlandii). Gdyby nie rysunki, utrzymane w cartoonowej stylistyce, mielibyśmy nowe, nieznane przygody agenta 007 w służbie jej królewskiej mości. A tak, efektem jest komiks w którym łączą się klimaty z Jamesa Bonda i serii komiksowej Tintin tworzonej przed laty przez pana Herge. I choć brytyjskiej flegmy w nowych przygodach jest nieco mniej, nie znaczy, że Clifton stracił swój klimat.
Cztery odcinki w trzeciego wydania zbiorczego nie zawiodą tych, którzy zaczytali się w poprzednich albumach. A innych? O ile lubią klimat angielskich komedii, też nie. Jeśli zaś angielski humor kogoś nie rusza, lepiej niech poszuka lektury np. w bardziej uniwersalnych historiach humorystycznych jak „Asterix”, „Lucky Luke” czy nasz „Kajko i Kokosz". Po lekturze trzeciego „Cliftona” nasuwa się tylko jeszcze jedno pytanie. Czy to już koniec spotkań z Cliftonem? Czy może dostaniemy jeszcze trzy albumy zbiorcze, z najstarszymi komiksami ukazującymi się od końca lat 50.do początku lat 80.?
|
autor recenzji:
Mamoń
19.09.2019, 15:10 |