KAS NA WOJNIE TRZYDZIESTOLETNIEJ
Zbigniewa Kasprzaka nikomu przedstawiać nie trzeba. Początkowo tworzył w Polsce. Po wyjeździe na zachód – i po przyjęciu pseudonimu Kas – dał się poznać jako ten, który po Grzegorzu Rosińskim pociągnął graficznie serię „Yans”. Ale też jako ten, który zilustrował takie cykle jak „Podróżnicy”, „Dziewczyna z Panamy” oraz liczącą siedem albumów - czapki z głów - serię „Halloween Blues” . Teraz Kas wraca z kolejnym dziełem. To „Bez twarzy”.
Tak, Kas wraca z dziełem. „Bez twarzy” to niejako powrót do tematyki z jakiej znany był jeszcze w Polsce. Powrót do historii, która akurat komu jak komu, ale jemu wychodziła zawsze przednio. Mamy XVII wiek. Trwa wojna trzydziestoletnia. Już te dwa fakty sprawiają, że Kas musi zgromadzić pokaźną dokumentację, by nikt nie zarzucił mu naginania historii. Choć znając historycznych ortodoksów pewnie coś by wypatrzyli… Musi wejść w epokę. W stroje, w postaci, miejsca. Pokazać je w realny sposób, choć doprawiając odrobiną mistycyzmu, na którą w scenariuszu pozwala sobie Pierre Dubois. Wymyśla on dolinę położoną gdzieś w górach, do której nie dociera szczęk zbrojnych.
Do chwili, gdy zupełnie przypadkowo nie odkrywa jej grupka wojowników „bez twarzy”. Wtedy mistycyzm, ulotność i niewinność zaczyna wiązać się z brutalnością i wojennym brudem. I – nie powiem – miło zobaczyć Kasa w tej stylistyce. Kasa, na którego plansze tradycyjnie nałożyła jego żona, Grażyna Fotlyn-Kasprzak, na zachodzie tworząca pod pseudonimem Graza. Podobnie jak w scenariuszu – bajeczna kolorystyka niczym z górskiej wioski żyjącej w zgodzie z porami roku i cyklem w przyrodzie miesza się z mrokiem zbrojnych.
Tylko, że robota Kasa i Grazy poszła trochę jak para w gwizdek. Nie mówię, że scenariusz komiksu „Bez twarzy” jest zły. Nie. Jest to sprawnie wymyślona i sprawnie opowiedziana historia. Historia, która pokazuje absurd wojny. Tylko, że dorosłego czytelnika nie trzeba do tego przekonywać. Młodszego? Może i tak. Tylko, że grafiki Kasa są wykonane z myślą o odbiorcy starszym. Dlatego razi nieco infantylność fabuły. Bo to, co dobre w scenariuszu dla nastolatka, nie zadowoli starszego. Zadowolą do natomiast doskonałe rysunkowo i kolorystycznie plansze.
Dlatego mimo wszystko warto dać szansę albumowi „Bez twarzy”. A gdyby co… Zawsze można potraktować ten komiks jako graficzny majstersztyk. Jako taki broni się bez dwóch zdań.
|
autor recenzji:
Mamoń
22.10.2019, 17:51 |