Czy Artur i Złoty Sznur to bardziej picture book czy komiks, to już kwestia tego, jak podchodzicie do tematu opowieści graficznych. Tak czy inaczej liczy się właściwie tylko jedna rzecz: jakość. Jak jest w tym przypadku? Cóż, nie wszystko do końca się udało – jak na familijną opowieść przystało, powinna mieć też więcej elementów atrakcyjnych dla dorosłych, tymczasem w tym przypadku dostajemy rzecz stricte dla młodych czytelników – ale to bardzo sympatyczna, choć prosta lektura, mocno czerpiąca z nordyckich mitów.
autor recenzji:
wkp
04.09.2019, 12:12
ARTUR Z ISLANDII
Mamy nową serię dla młodego komiksiarza. To „Kolekcja mitów profesora Browstone’a”. Jej pierwszym tomem jest „Artur i Złoty Sznur”.
Już wyklejka zdradza, że czytelnika czeka przygoda. Mapka Islandii oraz przedstawienie znanej ze świata nordyskiego Krainy Zmarłych Helheim pozwala przypuszczać, że będziemy mieć do czynienia z połączeniem świata realnego ze światem wierzeń z dalekiej północy. A że i sama Islandia, i mitologia Wikingów dają pole do fabularnych popisów, nie dziwi, że stają się tematem kolejnych komiksów, książek i filmów. Historię Artura snuje profesor Browstone. Pogodny staruszek, który zaprasza „do rodzinnego skarbca (…). Znajdują się w nim niezwykle rzadkie artefakty o wielkiej mocy, które zbierane były rzez tysiące lat na całym świecie”. A wśród nich kolekcja książek, w jakich spisane są „opowieści o dawno zapomnianych krainach i stworzeniach”. I właśnie historia małego chłopca w okularach jest jedną z nich.
Artur – chłopak z niewielkiej mieściny na południu Islandii to nie do końca zwyczajne dziecko. Uwielbia opowieści miejscowej kabalarki Atrix. W niestraszne mu spotkania z wiatrokrzakiem. Na drzewie jest w stanie wykonać najtrudniejszą z misji, jaką jest pomoc w zejściu z niego mruczącemu, futrzastemu czworonogowi. A kiedy trzeba, jest w stanie nawet wyruszyć do siedziby Thora, by swoim ziomkom znów dać nadzieję i wskrzesić ogień, bez którego nie przetrwaliby kolejnej zimy… Przy okazji zaś wplątuje się w kolejne zadanie, jakim ma być schwytanie złego wilka – Fenrira. Prawdziwy z niego bohater.
Nic dziwnego, że stał się postacią "ciągnącą" do przodu tę fabułę. Choć „Kolekcja mitów profesora Browstone’a” to nie do końca komiks. Joe Tood-Stanton stworzył raczej prostą, bogato ilustrowaną opowieść, gdzie narracja umieszczona jest pod poszczególnymi kadrami. Dymki pojawiają się jedynie na początku (i końcu), gdy stajemy w cztery oczy przed tytułowym profesorem, który dzieli się swoimi opowieściami. Nie do końca prawdziwymi, ale fascynującymi. Szczególnie dla kilkuletniego odbiorcy, do którego kierowana jest ta seria.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.