KARTY, MIŁOŚĆ I TAJEMNICE
„Card Captor Sakura” to manga oparta na konkretnym schemacie, który z rozdziału na rozdział, tomu na tom jest po prostu konsekwentnie powielany. Pojawia się zagrożenie, nasza bohaterka stawia mu czoła, wygrywa i tak to się toczy. A jednak paniom z grupy Clamp udało się jednocześnie wrzucić dostatecznie dużo tajemnic i sekretów, by móc wycisnąć z opowieści wszystko, co najlepsze. I to widać po najnowszym tomie, który przyspiesza akcje, podkręca klimat i serwuje nam dostatecznie wiele przesyconych emocjami scen, by całość porwała czytelników, jak nigdy dotąd.
Sakura z przyjaciółmi zjawiła się w chramie shinto, ale, jak to w jej przypadku bywa, nic nie może iść tak, jak powinno. Chram okazuje się być bowiem jedną z kart Clowa – labiryntem, a skoro tak, to nie zniknie, dopóki nie wydostaną się z niego. Rzecz w tym, że dzieci nie są w stanie znaleźć wyjścia, czego by nie próbowały. Nie pomaga ani pójście wzdłuż ściany, ani tym bardziej skorzystanie z mocy innych kart by wzlecieć w powietrze i w ten sposób podpatrzeć w jakim kierunku powinni się udać. Kiedy wszystko zawodzi, na drodze młodych ludzi staje pani Mizuki będąca, jak się okazuje, córką głównego kapłana chramu. Jakie jednak tajemnice jeszcze skrywa? I co takiego sprowadziło ją z powrotem w rodzinne strony?
Tymczasem brat Sakury niepokoi się o coraz bardziej spóźniającą się siostrę. Jednocześnie wieści o powrocie Mizuki budzą w nim wspomnienia z czasu, kiedy sam ją poznał przed laty. Wtedy pojawiła się jako praktykantka w jego szkole i chociaż dzieliło ich tak wiele, połączyło coś zdecydowanie więcej niż powinno. Dlatego teraz chłopak za wszelką cenę chce uniknąć ponownego spotkania, ale nieświadomy niczego, rusza szukać Sakury. Jak będzie wyglądało jego spotkanie po latach z ukochaną? I co jeszcze czek na naszych bohaterów?
Co zmieniło się w tym tomie „Sakury”? Zależy jak na to spojrzeć. Emocji związanych z romantycznymi uniesieniami w pewnym sensie były w opowieści obecne właściwie od początku, nigdy jednak nie były tak wyraźne, jak w przypadku brata i nauczycielki głównej bohaterki. Wprowadza to do całości nieco więcej ciężaru i siły wymowy, a także bardziej przemawia do starszych czytelników.
Oczywiście jednocześnie nie zniknęły elementy typowe dla „CCS”. Mamy więc zarówno humor, jak i urok, nutę tajemnicy, tym razem nieco bardziej wyeksponowaną, przygody, niezwykłości i zbieractwa, znanego z „Pokemonów” i tym podobnych opowieści. A wszystko to skomponowane w zgrabną, wciągająca historię dla młodych (nie tylko ciałem) czytelników. Fakt, że całość jest przy tym naprawdę znakomicie zilustrowana (a także świetnie wydana, z zachowaniem kolorowych stron), dopełnia tylko świetnego wrażenia, jakie robi „Card Captor Sakura”.
Miłośnikom Clampa polecać nie muszę, ale wszystkim lubiącym dobrą, familijna fantastykę już tak. „CCS” to bardzo dobra, warta poznania seria i zachęcam Was do sięgnięcia po nią. Nie pożałujecie.
|
autor recenzji:
wkp
30.09.2019, 11:46 |