|   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Wielkie Archiwum Komiksu

RECENZJA WYBRANEJ POZYCJI

906
Donżon - wydanie zbiorcze #1 [2019]
Nie masz tej pozycji?!
KUP JĄ W
KOMIKSIARNIA
za 126 zł!
seria / numer:
rodzaj pozycji:
scenariusz:
rysunki:
format wydania:
220 x 290 mm
rodzaj papieru:
kredowy
rodzaj oprawy:
twarda
rodzaj druku:
kolor
liczba stron:
316
wydawca polski / rok wydania:
wydawca oryginału:
cena:
140,00 zł
podziel się recenzją:
recenzje do pozycji [1]:

COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ SIĘ ZACZYNA

Już wyjaśniam. Powoli końca dobiega seria „Ralph Azham”. Ale, że czytelnik nie znosi próżni, na horyzoncie już pojawia się nowa seria Lewisa Trondheima. Panie, Panowie. Oto „Donżon”!

Z „Ralphem Azhamem” mieliśmy już okazję spotkać się jedenastokrotnie. Dwunasty album będzie ostatnim opowiadającym o wybrańcu, grupce jego przyjaciół i wrogów. Smutek? Pewnie, że tak. Obcowanie z dokonaniami Trondheima to czysta przyjemność. Dlatego smutek przemienia się w radość, gdyż w ręce czytelnika wpada pierwszy tom kolejnej serii tego wyjątkowo płodnego artysty. Tom. Tomidło. By nie rzec tomiszcze. Pierwszy album serii „Donżon” to sześciopak! Tyle dobra na raz! I na przyszłość! Cały cykl zamknąć się ma w… sześciu tak samo opaśnych tomach! Nie czas więc się smucić, że coś dobrego się kończy, gdy coś dobrego zaczyna!

Donżon. „Cztery czarne wieże, z których najwyższą widać nawet z odległości dziesięciu dni marszu... Brama z ołowiu, ukryta w sercu cuchnących bagien... Niekończące się korytarze, pokryte mchem i saletrą... Drabiny, wyciągi, schody wiodące aż do wnętrza ziemi... To właśnie jest donżon.” W nim spotykamy bohaterów, którzy cały cykl pchają do przodu. Cykl, który od początku był wielką improwizacją. Lewis Trondheim oraz Joann Sfar (ten, który ma na koncie takie genialne serie jak „Kot rabina” czy „Wampir”) wymyślili sobie, że „Donżon” ma rozgrywać się na trzech płaszczyznach: „Zenit”, „Świt” i „Zmierzch”. Każdej z nich zamierzali poświęcić po sto albumów! Później dołożyli dwie kolejne cykle: „Monstra” oraz „Parady”. I choć ideę stworzenia kilkuset albumów porzucili, to i tak zrealizowani imponującą sagę. Sagę, do tworzenia której zaprosili też takich autorów jak Andres, Blutch, Jean-Christophe Menu.

Tworząc sagę postanowili czerpać pełnymi garściami z fantasy, horroru i historii. Czerpać, ale pokazywać efekt dopiero po przepuszczeniu pomysłów przez swoje specyficzne spojrzenie na świat. Za bohaterów biorą nieudaczników. Pierwszy to kaczor bez serca (sic!). Dosłownie. Wyrwano mu je i ukryto w akwarium, by po wypełnieniu swej pierwszej misji wrócił do donżonu. Misji, w którą nieboże wpadł jak śliwka w kompot. Po co było podawać się za księcia Ababakara Ośmioraczka bez Księstwa, który depcze swoim sandałem królewskie groby? A misja to nie byle jaka. Pokonać zakapturzonych. I nie byłby to możliwe gdyby kaczora Herbetra (czy nie przypomina Wam bohatera już znanego z serii, o której wspomniałem na początku?) nie wspierał smok Marvina. I pewna szalona cynaderka, która nagle rozrosła się do nieprzewidywanych rozmiarów… Tak zaczyna się saga. A później? Jest równie ciekawie. Np. jak wtedy, gdy Herbert ma wyjaśnić zamieszanie z rzekomo uwięzioną księżniczką Izydą z Cefalonii pochodzącą z rodu Kotozaków. Albo kiedy zostaje wzięty za króla goblinów. Albo kiedy mięsożerne pszczoły są zapowiedzią znacznie większych kłopotów. Albo... Przykłady można mnożyć.

Sagę wymyślali wspólnie Trondheim i Sfar. I zastanawiam się czy kreowanie kolejnych absurdalnych sytuacji, w jakie wrzucają Herberta i Marvina przychodzi im rzeczywiście z taką łatwością, czy też wspomagali się czymś, co rozszerzało im strumień świadomości. Wymyślenie zagrożeń pokroju pączkującej cynaderki, strajkujących gołębi pocztowych, zadań jak 10020 drzwi do przejścia, walka na wojnę (tę karcianą) albo sraczki stojącej na drodze do bohaterskich czynów to przecież ten sam poziom absurdu, z którym kojarzą się skecze grupy Monty Python! Ba, cała kraina Terra Amata i jej mieszkańcy to niezła beka.

Trondheim i Sfar odpowiadają też za większość grafiki w pierwszym tomie zbiorczym (cztery odcinki na sześć). Stylistycznie plansze nie odbiegają od tego, do czego przyzwyczaił nas ten pierwszy. Również Sfar wchodzi w tę konwencję. Nieco inaczej jest tylko, gdy na scenę (dwa ostatnie odcinki) wchodzi Boulet. Co nie zmienia faktu, że „Donżon” to właśnie seria dla ortodoksyjnych fanów Trondheima. Opowiedziana bez żadnych ograniczeń. Swobodnie narysowana i pokolorowana.

O tym, że „Donżon” skradnie me serce (oby tylko nie była to nerka) wiedziałem, zanim siadłem do lektury. Po prostu uwielbiam humor Trondheima. Uwielbiam też Sfara.

Fani tych twórców nie będą więc ani zaskoczeni, ani zawiedzeni.

autor recenzji:
Mamoń
28.10.2019, 09:51

RECENZENCI

BroosLi
[7]
Charles Monroe
[17]
Chudi_X
[3]
Dariusz Cybulski
[442]
Edward Weaver
[2]
Joan_Johnson
[1]
Mamoń
[1063]
McAgnes
[1]
Modli
[1]
MonimePL
[146]
Percival
[2]
Ronin
[3]
Warlock
[4]
wkp
[2379]
KOMIKSY, MANGI, CZASOPISMA, KSIĄŻKI, ARTBOOKI, FIGURKI, GADŻETY I INNE
Komiksiarnia
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Przypominamy, iż do czasu uzupełnienia bazy danych nowej wersji strony informacje o starszych pozycjach znajdziecie na łamach poprzedniej wersji witryny:
Old WAK!
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu | Strona działa od 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock | Stan odwiedzin: 4898488
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Start witryny: 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock
Stan odwiedzin: 4898488