To najciekawszy z dotychczas wydanych komiksów w ramach uniwersum Sandmana. Pierwszy tom serii „Dom Szeptów” jest najbliżej głównej serii kreowanej przez Neila Gaimana. A mieliśmy już do czynienia z który króciutkim albumem wprowadzającym w nowe cykle zatytułowanym „Sandman Uniwersum” oraz pierwszym tomem nowej odsłowny „Śnienia” zatytułowanym „Ścieżki i wpływy” (pisałem już o nich na WAK).
Dziś biorę „na tapetę” trzeci z komiksów, do których Neil Gaiman wprawdzie scenariuszy nie pisze, ale sprawuje pieczę, by wpisywały się w świat, jaki misternie budował na przełomie lat 80. i 90. XX wieku (na zachodzie; w Polsce lekturę zaczęliśmy w roku 2002). Dziś zacznę od rysunków. W planszach Dominike „DOMO” Stanton jest znacznie więcej klimatu klasycznego „Sandmana” niż we współczesnym cyklu „Śnienie”. Autorka nie sili się na realizm, ale pozwala sobie na pewne uproszczenia, które w „Sandmanie” zawsze się pojawiały. I to właśnie one robiły klimat historii. Kreska wcale nie musiała w pełni oddawać tego, co miałoby się na planszy pojawić. Kolory wcale nie musiały być spójne z tym, jak byśmy to widzieli. Przecież to historia o Władcy Snów.
A sny rządzą się własnymi prawami. Prawa te doskonale pojmuje Dominike Stanton, pozwalając, by „piórko” pozostawiało pewną partię niedomówień w tym, co rysuje. A rysuje kilka światów. Pierwszym z ich jest tytułowy Dom Snów. Kolejną świat poznanych już w „Sandman Uniwersum” zakochanych w sobie kobiet – to Maggie i Latoya. Wypełniają je postaci, które godne są gaimanowskiego uniwersum: Wuj Poniedziałek, Szankpanna (to książki jej autorstwa nie było w bibliotece Luciena z zamku pośrodku Śnienia) oraz Erzulie. Wokół niej dzieje się najwięcej. To za jej sprawą do komiksu wprowadzone są wątki wudu, które pchają do przodu „Dom Szeptów”.
Właśnie książka staje się motywem, na którym Nalo Hopkinson opiera scenariusz „Domu Snów”. Cudownie odnajduje się w świecie realnym. Trafia w ręce Latoi oraz Maggie i staje się przyczynkiem do zabawy z dzieciakami w głuchy telefon. Pech chce, że wypowiadane słowa zapisane na kartach księgi Szankpanna zaczynają działać. Tajemnicze moce zaczynają mieszać w umysłach i rzeczywistości zamieniając ludzi w żywe trupy. Ale jednocześnie scenarzystka powoli dopełnia wątki dziejące się w Śnieniu, gdzie wudu też daje o sobie znać…
„Moc podzielona” otwiera cykl „Dom Szeptów”. Wprawdzie „Sandman” – ten klasyczny – obyłby się bez dopełniania go po latach kolejnymi opowieściami. Ale skoro Gaiman już się zdecydował, to wybór Nalo Hopkinson był strzałem w dziesiątkę, by wprowadzić do świata odrobinę kolejnych wierzeń. Teraz pozostaje już tylko pytanie jak zadanie domowe odrobią twórcy dwóch ostatnich serii „Sandman Uniwersum”. Ale „Lucyfer” i „Księgi Magii” wpadną do sklepów już w przyszłym roku.
Na razie raz – w przypadku „Domu Snów” - jestem na „tak”, raz z kolei – w przypadku „Śnienia” - daję serii kolejną szansę. Nowelkę "Sandman Uniwersum" z kolei traktuję jako rozbiegówkę. Potrzebną, by wejść na nowo do tej rzeki, ale tylko rozbiegówkę. W ogólnym rozrachunku nie jest więc źle.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.