STO LAT! STO LAT!
Jakiś tekst jubileuszowy? Nie do końca. Sto lat nawiązuje do czasu, w jaki rozgrywa się akcja tego tomu „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów".
Jego tytuł to właśnie „Stulecie”. Zaczyna się w roku1910, by przez 1969 zakończyć w 2009. Historia znana jest już z polskiego wydania. Przed paroma laty Egmont wydał trzy albumy osadzone w poszczególnych latach. Teraz „Stulecie” zbiera w jeden, gruby album. Lidze ze "Stulecia" daleko od starej Ligi Niezwykłych Dżentelmenów z końca XIX wieku. Tej, która trafiła na ekrany kin. Supergrupy tworzonej przez bohaterkę „Draculi”, Niewidzialnego Człowieka z powieści H.G.Wellsa, Bonda Campiona przypominającego bohatera serii filmów z agentem 007, pierwowzór Indiany Jonesa połączonego z Supermanem i Oldem Shatterhandem i wreszcie Nemo, konstruktora statku Nautilus.
W „Stuleciu” wprawdzie znów przenosimy się do Anglii, z tym, że już z początków XX wieku. Zmieniają się jednak bohaterowie. Nie mamy jednak już Kapitana Nemo, na próżno na londyńskich ulicach szukać też Henry’ego Jekkyla czy Niewidzialnego. Miejsce pierwszego zajmuje jego piękna córka Janni, zasiadająca za sterami cumującego u ujścia Tamizy Nautilusa. Pozostałych zastępuje choćby Orlando – postać wyjęta z powieści Virginii Wolf. Nie zmienia się tylko Wilhelmina Murray. Nie zmienia się też klimat historii Moore’a.
Londyn jest mroczny, a nabrzeże portowe i okolice „Hotelu Pod Flądrą” brudne i śmierdzące. To też miasto, gdzie nie brakuje czekających na zagładę tajemniczych okultystów oraz… zabójcy prostytutek MacHeatha, świetnie znanego w literackim świecie jako Kuba Rozpruwacz. W rozdziale drugim przeskakujemy z mroku, do kolorowego szaleństwa. Do roku 1969, kiedy kultura hippisowska wychodzi na pierwszy plan. A że jointy i substancje zmieniające widzenie świata nie były czymś niezwykłym, komiks wyraźnie utrzymany jest pod ich wpływem. Wreszcie w trzecim rozdziale jesteśmy na początku nowego wieku, który przynosi wiele zmian. Bo kto np. spodziewałby się, że Allan Quatermain wyląduje na dnie, a Mina w ogóle zniknie z horyzontu?
„Stulecie” spaja w całość oczekiwanie na nadejście Księżycowego Dziecka. Nowy Antychryst w każdej z chwil może przyjąć inną postać. Przez plansze przewija się też postać ich „dobrego” znajomego – Haddo. "Stulecie" spaja dobrze zaplanowany scenariusz Moore’a (choć to akurat żadna nowość) i rysunki Kevina O’Neilla (to też żadna nowość). Panowie weszli w klimat poszczególnych dekad, wyjęli z nich to, co najlepsze i osadzili w tym swych bohaterów.
Nowe wydanie „Stulecia” dopasowane jest formą do trzech poprzednich tomów „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów” (były to tomy z numerami jeden, dwa oraz "Czarne Akta"). Jest też łącznikiem z jeszcze jednym albumem – „Burza”. Ale to już inna bajka. To znaczy Liga.
|
autor recenzji:
Mamoń
19.01.2020, 18:12 |