CHŁOPIEC I JEGO KOŃ
W końcu jest. Bodajże najbardziej wyczekiwany przez fanów tom „Yakariego” ukazał się właśnie na polskim rynku. Dlaczego tak na niego czekałem? Bo to najbardziej doceniony, wyróżniony nawet nagrodą Festiwalu Komiksowego w Angoulême album, który najbardziej spodoba się co prawda dzieciom, ale i niejeden dorosły – oczywiście jeśli lubi europejskie komiksy tego typu i filmy Disneya – znajdzie tu coś dla siebie.
Do tej pory to Yakari dostawał dziwne wezwania do działania i przechodził różne próby. Teraz jednak to jego wierny koń Mały Piorun znika, by przejść podobną ścieżkę. Ale wyprawa do odległej krainy i wyzwania, które na niego czekają, mogą odmienić go na zawsze…
„Yakari” w naszym kraju pojawił się po raz pierwszy w roku 1991, kiedy to na rynku ukazał się pierwszy tom serii. W szczegóły wdawałem się przy okazji recenzowania poprzednich tomów, pozwólcie więc, że przypomnę jedynie to, co istotne. A istotne jest, że wówczas na powrót serii fani musieli poczekać jedenaście lat – wtedy też jednak cykl nie przetrwał długo, znikając z rynku po czterech tomach. Ale na szczęście Egmont kontynuuje swoją politykę wznawiania starszych tytułów i w końcu jakiś czas temu doczekaliśmy wydania dotychczas niepublikowanego w naszym kraju tomu piątego, a teraz nadszedł czas na nagrodzony tom szósty.
I jest to tom świetny. Nie wiem czy aż tak, jak sugeruje to wyróżnienie, bo poziomem przypomina poprzednie odsłony, ale wciąż jest to poziom znakomity. Całość jest lekka, szybka i przyjemna w odbiorze, czasem dramatyczna, czasem zabawna, dostarcza pouczających przygód w klimacie Dzikiego Zachodu i obowiązkowego przesłania. Nie ma tu wiele tekstu, komiks jak zawsze można pochłonąć w kilkanaście minut, ale dzięki temu nie dłuży się i nie nudzi, a to też ważny aspekt historii, opowiadanej głównie za sprawą obrazów.
A jakie to są obrazy, to już oddzielna kwestia. Yakari, podobnie, jak wiele innych postaci z tej serii, został wymyślony w roku 1964, kiedy Derib pracował w studiu Peyo. Ostateczny kształt opowieść i styl autora osiągnęły dopiero pod wpływem cyklu „Umpa-pa” i wszystko to widać w ilustracjach. Na wskroś klasyczne cartoonowe rysunki, uproszczone postacie, dopracowane, realistyczne tła i świetny kolor składają się na typowe, ale dzięki temu atrakcyjne dzieło europejskie. Wszystko wieńczy dobre wydanie w dobrej cenie. Kto lubi udane opowieści dla całej rodziny, będzie zadowolony.
|
autor recenzji:
wkp
29.01.2020, 06:54 |
YAKARI. POLSKIE PERYPETIE
Tym, czym „Kaczor Donald” w komiksie amerykańskim, w komiksie europejskim jest „Yakari”. Serią inteligentną, przeznaczona dla młodszego czytelnika, który – zachęcony do komiksu - później sięgnie po kolejne kamienie milowe w dziejach gatunku.
„Yakari” to mały Indianin, który od pięciu dekad bawi czytelników na zachodzie Europy. Mimo tego w Polsce jakoś nie miał do niedawna szczęścia. Dwie próby wprowadzenia cyklu na rynek – po raz pierwszy na początku lat 90. przez wydawnictwo Korona, po raz drugi dwie dekady później przez edytora Podsiedlik-Raniowski i Spółka – zakończyły się fiaskiem. Teraz próbuje Egmont. I właśnie wypuścił album z numerem szóstym, a zapowiada siódmy. Czyżby więc miało się sprawdzić stare porzekadło, że do trzech razy sztuka? Dobrze by było, bo „Yakari” to gwarancja mądrego komiksu. A czas spędzony na lekturze przez młodego czytelnika na pewno nie będzie czasem straconym.
Każdy z albumów serii stanowi zamkniętą historyjkę. W tomie „Yakari i Wielki Orzeł” nasz mały bohater miał dowieść, że zasługuje by traktować go jako dorosłego wojownika. W „Białym bizonie” pomaga w poszukiwaniach tytułowych stworzeń. W „U bobrów” z kolei poznaje zwyczaje tych sympatycznych zwierzątek. W tomiku „Grizli” wyciąga w tarapatów nieszczęśników, którzy wpadli w sidła wielkiego niedźwiedzia. Każdy z albumów przybliża więc z jednej strony zwyczaje Siuksów, z drugiej oswaja z przyrodą, krajobrazami, w których rozgrywa się akcja serii. Wyjątek stanowił album „Nanabozo”, który dział się w snach naszego bohatera i był najbardziej szalonym – jak na razie – odcinkiem, gdzie niczego nie można było być pewnym. „Tajemnica Małego Pioruna” wreszcie to album poświęcony kompanowi Yakariego, towarzyszącego mu od pierwszego odcinka konika.
Serię „Yakari” stworzyło dwóch Szwajcarów. Job (właściwie Andre Jobin) i Derib (właściwie Claude de Ribaupierre) wykreowali kolorowy świat z wyrazistymi bohaterami. I – jak w opowieści dla młodego odbiorcy – Job wyraźnie określił granicę między dobrem, a złem. Wystawiając swego bohatera na różne próby, w czytelniku wzbudza emocje: radość, śmiech, niemoc, smutek, żal (choć i tak wiadomo, że tuż przed napisem „Koniec” nastąpi happy end). Duża w tym też zasługa Deriba. Kreowane przez niego postaci Indian, a także zwierzęta od samego początku wywołują sympatię. A o to przecież w historyjkach dla dzieci chodzi.
Na zachodzie „Yakari” dobił właśnie do albumu numer 40. My mamy na razie album numer 6. Zanim pożegnamy się więc z małym Siuksem jeszcze trochę wiosen upłynie.
|
autor recenzji:
Mamoń
19.01.2020, 21:34 |