JESTEŚMY PYŁEM, JESTEŚMY PRZEBŁYSKIEM
„Dom” był naprawdę świetnym komiksem. Na „Powrót do Edenu”, kiedy tylko pojawił się w zapowiedziach, czekał chyba każdy, kto czytał poprzednie dzieło Paco Roci. I było warto, bo to kolejny znakomity, doskonale pomyślany i wyśmienicie wykonany komiks dla starszych czytelników z ambicjami.
Ludzie są tylko pyłem w ogromie wszechświata. Ludzkie życia to zaledwie nic nieznaczący przebłysk w historii istnienia. A jednak może być nie tylko znaczące, ale i fascynującej.
Takim pyłem jest Antonia. Jej dziewięćdziesięcioletni przebłysk istnienia nadal jest tylko przebłyskiem. Zanim skończy dwadzieścia lat, zrobi sobie tylko trzy zdjęcia. Zdjęcia, które zawsze służą ludziom upamiętnieniu swego żywota, istnienia. Na pierwszym z nich będzie z siostrą i jej przyszłym mężem. Na drugim zobaczymy ją w parku, z dziewczynką. Na trzecim widzimy rodzinę na plaży. Ale niecałą. Dlaczego? Jaką chwile upamiętnia ta fotografia?
Tak zaczyna się nasza podróż, której celem ma być odkrycie sekretów przeszłości. Podróż do powojennej Hiszpanii, szarej, tłamszonej butem reżimu. Hiszpanii stanowiącej tło dla opowieści o rodzinie i jej losach. A jakie są to losy?
Roca znów wraca do tematyki rodziny. W „Domu” poprzez tytułowy budynek, pretekst przecież, poznawaliśmy relacje rodzinne, członków wchodzących w skład familii i związane z nimi sprawy. W „Powrocie” pretekstem do tego wszystkiego staje się fotografia. Ale jednocześnie Roca idzie o krok dalej, bo wszystko to nierozerwalnie splecione jest z wątkami historycznymi, jak i autobiograficznymi. Niby proste, niby oczywiste, a jednak jakie świetne.
W czym tkwi sukces tego albumu? W jego wykonaniu. Roca bierze to, co oczywiste, to co tak konieczne, że aż sztampowe i wyciska z tego wszystko, co najlepsze, nie uciekając się jednocześnie do dziwnych zabiegów. Zdjęcia, szczególnie takie, skrywające w sobie sekrety, to wdzięczny temat dla twórców. Ransom Riggs przekuł to całkiem sprawnie na grunt literacki w swojej serii o Pani Peregrine, co w kinowej adaptacji Burtona niezbyt się udało. Ale Roca robi to o wiele lepiej i nie musi uciekać się do fantastyki czy tworzenia rzeczy nomen omen niestworzonych, bo skupiając się na tym, co w życiu może i zwyczajne, a jednak fascynujące, jeśli odpowiednio to ugryźć. A on ugryźć potrafi, jak należy.
Dorzuca do tego garść filozofowania, rodem z prozy Palahniuka, który przecież pisał kiedyś o byciu dłużej martwym, niż kiedykolwiek było się żywym, chociaż bez uciekania się do kontrowersji. Dorzuca też sporo emocji, mieszając mrok z czułością, jak szarą zwyczajność miesza z wielkimi historycznymi wydarzeniami. A wszystko to obleka w szaty prostych, ale w punkt trafionych ilustracji, cartoonowych, a jednak oddających dobrze ciężar historii i gatunku. Najważniejsze nagrody hiszpańskiego przemysłu komiksowego, jakie zgarnął ten album są w pełni zasłużone. Polecam gorąco, warto. I zapada w pamięć.
wkp, 03.06.2022, 06:23