JEŻ, KTÓREMU URWAŁ SIĘ FILM
Ponad dekadę temu na polskim rynku pojawił się film „Jeż Jerzy”. I może trudno powiedzieć, by było to dzieło genialne, dla mnie to nie tylko takie prywatne guilty pleasure, do którego lubię wracać, ale i jedna z najlepszych rodzimych adaptacji komiksów. Wiem, pozostałe to właściwie żadna konkurencja, ale ja serio lubię ten film i tyle. Ale nie o filmie miałem tu mówić, więc… Wiecie, jak to bywa, gdy do kin trafia potencjalny hit, na sklepowe półki trafiają gadżety, książki z nim związane, komiksy, wszystko co się tylko da. W tym wypadku też tak było: a dokładniej był album „Jeż Jerzy na urwanym filmie”. No i teraz wraca. I to wraca w formie tak rozbudowanej, że nawet ciężko porównać go z tym, co wyszło w 2011 roku.
„Jeż Jerzy” tom 4 to bardziej artbook, niż komiks. Ale komiksu też jest tu sporo z tym, że głównie związanego z filmem i dopowiadającego coś do niego. Zresztą nie tylko, album pozwala nam zajrzeć za kulisy kręcenia produkcji, ale i odkryć nowe (świeżo pisane w pandemicznych czasach) przygody jeża, który lubi się zabawić i obić mordę dresom…
Jak wspominałem na wstępie, pierwsza wersja tego albumu pojawiła się w 2011 roku, towarzysząc premierze filmu. I wtedy rzecz miała osiemdziesiąt stron i była ostatnim komiksem z Jeżem Jerzym, jaki się pojawił. Dwa lata wcześniej wyszedł ostatni pełnoprawny tom serii, ten był jedynie dodatkiem, uzupełnieniem, ale ciekawym. Bo nowe historie, bo spojrzenie za kulisy, bo hołd – przecież masę materiału zrobili tu inni, głównie związani z filmem, pokazując swoja sympatię do postaci i serii. I mnie to kupuje.
Teraz ten album wraca w niemal trzykrotnie większej objętości, z jeszcze większą ilością materiałów i pokazuje cały ogrom nieznanych dotąd rzeczy. Plakaty, szkice, storyboardy, masa dodatkowych grafik w tym chociażby Truścińskiego czy Podolca, zdjęcia zarówno z różnych etapów powstawania filmu, jak i bardziej swobodnych momentów z tamtego okresu. I wszystko to fascynuje. Tych, którzy kochają komiks i którym film się podobał, wniknięciem w to wszystko od drugiej strony, a tych, których po prostu kulisy branży kinowej interesują, urzeknie rzeczowym, choć jednocześnie niepokornym podejściem.
Bo niepokorny jest ten album. Jak cała ta seria zresztą. Niepokorny, ale i świetny, doskonale uzupełniający cykl i film, a zarazem w czytelnikach takich, jak ja – wychowanych na „Produkcie” i pracach jego twórców, budzący masę sentymentów. Bo w końcu Jeż pojawiał się tam dość regularnie i właśnie tam swoje pierwsze kroki stawiał chociażby Kamil Kochański, który udzielał się przy filmie, a do tego tomu zrobił nawet krótki komiks (z gościnnym udziałem jednej z produktowych postaci, czyli Pazura znanego z „Osiedla Swobody” i „Gangsty”).
Warto. Po prostu warto. Świetna rzecz. Naprawdę świetna, w mordę jeża. Okej, nie dla każdego, bo jednocześnie to specyficzny twór, ale do fanów Jeża trafi na pewno. A ja chyba włączę sobie film, jakoś po lekturze nabrałem ochoty wrócić do niego raz jeszcze.
wkp, 30.09.2022, 06:23