CORAZ BLIŻEJ CELU
Przyszłościowo - przeszłościowych wariacji ciąg dalszy. Przyszłościowych, bo to jednak post apo SF, które dzieje się w dalekiej przyszłości, przeszłościowo, bo jednak to nowa epoka kamienia łupanego i trzeba wszystko jakoś ogarnąć, jak nasi przodkowie, robiąc sobie skok cywilizacyjny i ewolucję. Bo skokami to wszystko postępowało. I postępuje nadal, a teraz, na cztery tomiki przed wielkim finałem, susy te są jeszcze większe. Ale nadal fajnie się to czyta, fajnie to wchodzi i ogólnie ma się ochotę na więcej tego szaleństwa.
Punkt zero petryfikacji jest coraz bliżej! Nasi bohaterowie muszą jednak przedrzeć się przez Dżunglę Amazońską, by do niego dotrzeć, a wtedy… Właśnie, co tam znajdą? Co odkryją? I co na nich teraz czeka?
Finał coraz bliżej, to i bohaterowie blisko są już tego, co najważniejsze. Acz z tym finałem to bym tak nie przesadzał, bo kiedy piszę te słowa, choć nie jest o tym jakoś głośno, wyszedł dodatek do serii, czyli losy ojca głównego bohatera po petryfikacji świata. No ale to pieśń przyszłości dla nas, jeśli oczywiście rzecz po polsku się ukaże, na razie mamy tomik 21 i fajnie jest. Jak zawsze przecież.
Dużo akcji, dużo strony techniczno-naukowej, ale bez akademickiego tonu, sporo humoru, masa sympatycznych postaci, fajny klimat… Nie ma tu nadęcia, jak to czasem w historiach o podstawach naukowych bywa, no ale to jest szonen, z całym dobrodziejstwem inwentarza, więc i z erotyką. Gdyby nauka w szkole była przekazywana tak, jak tu… No nie wiem, czy przeciętny nastolatek więcej by się nauczył, bo pewnie skupiłby się na czymś innym, ale na pewno przyjemniej uczestniczyłoby mu się w tych lekcjach. No i są jeszcze te rysunki, które dla mnie od samego początku najlepsze są w „Dr. Stonie”. Owszem, fabuła jest udana i dobrze poprowadzona, nie nudzi, nie jest przeciągnięta i potrafi wciągnąć, ale to właśnie grafiki Boichiego, jak nieraz wspominałem, kradną cale show. Z jednej strony mamy prosty, typowo wielkooki design, gdzie w dużej mierze rządzi niemalże karykaturalne podejście do prezentacji postaci – od mimiki ich twarzy, przez fryzury, po nawet same ciała i ich krągłości – z drugiej mnóstwo detali i realizmu, które budują klimat, jaki zapada w pamięć na dłużej. I to się ceni.
Ot rzecz dla fanów gatunku, ale fajna. Ponad dwadzieścia tomów za nami, sporo wzlotów i upadków, a ja wciąż się nie nudzę. I wciąż chętnie sięgnę po więcej.
wkp, 27.03.2023, 06:16