OD BUM DO BUM?
Garwol wraca z nowym komiksem. A raczej w połowie ze starymi komiksami, bo publikowanymi wcześniej w magazynie „Abstrakt” (acz tu ukazanymi nam w nowej, bo kolorowej formie), dopełnionymi nowymi pracami i spiętymi pewnym rodzajem klamry fabularnej. Ze zbioru krótkich form rodzi się więc graficzna powieść szkatułkowa, całkiem przyjemna zresztą. Ot komiks wart poznania, jeśli należycie do tych, którzy cenią sobie rodzime powieści graficzne z gatunku zakręconej i pokręconej fantastyki.
Bum? Bum! Od tego się zaczyna. I bum(?) się kończy. Ale w międzyczasie jest też gwizd, bek, bam i inne onomatopeje są także. A wszystkie te wyrazy dźwiękonaśladowcze prowadzą nas do związanych z nimi historii.
Zaczyna się od wybuchu. Potem jest drzewo, z którego schodzi człowiek pierwotny i owoc. I kobieta pierwotna, w której ten człowiek się zakochuje. I są grzybki, a potem koktajl z nich. I gazeta. A cała reszta to już, jak to mówią, historia. A właściwie historie.
Garwola do tej pory znałem nie tyle przede wszystkim, ile po prostu wyłącznie jako rysownika. Choćby z takich „Odwiedzin” sprzed dobrych kilku lat. Już wtedy to jego prace były gwiazdą albumu – scenariusz niczego sobie, ale jednak grafika robiła całą robotę. I podobnie jest tu, bo „Fragmenty chaosu” to kolejny komiks, w którym ważniejsza od fabuły wydaje się szata graficzna. I nic w tym złego przecież, jeśli fabuła nie zawodzi, a szata graficzna satysfakcjonuje. No a właśnie tak jest w tym wypadku. Co zresztą podkreśla tylko niema forma, w której jedyny tekst ogranicza się do tytułów czy onomatopei. Żadnych dialogów, żadnych monologów, tłumaczeń w ramkach, nic, jedynie opowiadanie obrazem.
A Garwol rysować potrafi. Niby widziałem już podobne prace, niby to nic odkrywczego, a jednak jest w tym jakaś siła. Czasem historie mają w sobie brud, jakiś undergroundowy look, czasem bardziej realistyczny, czasem oniryczny. Czasem mroczny, czasem wręcz cartoonowy, wyrazistymi barwami podkreślany. Wpada to w oko, bardzo fajnie wygląda, a i ładnie jest wydane, więc popatrzyć sobie możemy. I jest na co. tak w milczeniu, bez słów.
Acz fabuła też nie jest niczym, co mogłoby zawieść. Krótkie historie, spięte prostymi klamrami zmieniającymi je w elementy większej opowieści. A te historie i jako część tej większej całości, i jako rzeczy samodzielne, całkiem nieźle wypadają. Więc Garwol, jako scenarzysta, też sobie radzi. A jego nowy album miłośnikom rodzimych opowieści graficznych się spodoba.
wkp, 21.04.2023, 06:08