NA WAKACJE Z DUCHAMI
Kolejny wznowiony tom „Detektywa Misia Zbysia” i od razu takie skojarzenie – „Wakacje z duchami”. Bo wakacyjna pora, bo w środku zamek, duchy… No jest jeszcze ta „Wielka draka w tytule”, inne skojarzenia sprowadzająca, ale już mi te z klasyką Bahdaja zostały. No i fajnie, bo ją lubię, a pewne elementy wspólne też są. Przede wszystkim jednak to kolejna typowa przygoda Zbysia i Mruka, sporo odnosząca się do popkultury.
Miś Zbyś i Borsuk Mruk nie mają szczęścia do wypoczynku. Ledwie skończyli kolejną sprawę, licząc na trochę spokoju – przynajmniej Mruk liczył – a tu już kolejny problem. Bo oto ktoś skradł obraz „Dama z pluszowym misiem” pędzla Leoparda Da Vinci. Problem w tym, że nikt nie ma pojęcia w jaki sposób to zrobił i jak udało mu się wynieść. Tym bardziej nie wiadomo, kto to zrobił.
Oczywiście nasi bohaterowie mają inne metody niż policja, lepsze, i szybko wpadają na trop. A trop wiedzie ich do Szkocji, gdzie wyposażeni w najnowocześniejsze gadżety (dzięki pomocy policji), trafiają do zamku, w którym spotykają duchy i… I tak to się toczy. Dla dzieci to, proste, niewymagające, ale ze sporą dozą uroku. No i in plus, że twórcy pamiętają też o dorosłych, zostawiając tu i tam smaczki. Bo skoro Szkocja, Wyspy, to prawie Anglia, więc czemu nie wrzucić paru odwołań do Jamesa Bonda? Poza tym przecież te okolice to potwór z Loch Ness, więc nawiązać wypada, a nawet trzeba. Tak samo do Sherlocka. Do polskiej klasyki też można, więc mamy tu odniesienia do Baranowskiego. Efekt jest taki, że to wszystko to naprawdę fajnie wypada, nawet dla starszych czytelników. A przynajmniej takich, jak ja, sentymentalnych, którzy lubią, kiedy historia dla dzieci ma w sobie trochę mroku i nawiązań. Ja lubię.
Poza tym są tu rzeczy, które dzieciaki zawsze sobie cenią, jak np. szukanie elementów ukrytych na obrazku, by pomóc bohaterom w śledztwie czy czym różnią się poszczególne grafiki, by pomóc odnaleźć im właściwie dzieło sztuki. A wszystko to w formie lekkiej, szybkiej w odbiorze, prostej i przystępnej. Są przygody, jest humor, nutka fantastyki, nuta sensacji… Jeśli czytaliście poprzednie tomy, wiecie czego się spodziewać, jeśli nie, śmiało możecie zacząć w tym momencie, bo każda część niezależna jest od reszty, choć w pewnym sensie wszystko to się łączy.
A graficznie? Nowacki rysuje prosto, wyraźną kreską i bez nadmiaru szczegółów. Kadry są duże, najczęściej po dwa na stronę, często stosuje też splashpage’e i dwustronicowe plansze, a wszystko to pełne jest kolorowych stworzeń zaludniających równie barwnie oddany świat, gdzie niezwykłości egzystują obok tego, co zwyczajne. Ma to swój urok, jest miłe dla oka, a razem z dobrym, wydanie, ładnie prezentuje się na półce i w rękach.
Więc… Fanom polecać nie trzeba, ale nowym czytelnikom można jak najbardziej. Bo sympatyczne to, bo fajne i bo takie przygodowe to w sam raz na wakacje. Czy trzeba coś więcej dodawać?
wkp, 12.06.2023, 05:57