NIESPEŁNIONA HISTORIA
Zacznę chyba od tego, że ciężko mi ten album nazwać komiksem. Niby mamy tu w pewnym sensie komiksową formę, ale nie da się tego chyba inaczej nazwać, jak ilustrowaną narracją. Bo brakuje tu tej komiksowej sekwencyjności, ale też i balansu. Tekstu jest dużo, cała masa, grafiki tymczasem raczej to wszystko ilustrują, zamiast stanowić integralną część, a całość… Ciekawa jest, stylistycznie, literacko na poziomie, ale jednak nie do końca spełniona i sprawia wrażenie, jakby samo poruszenie ważkiego obecnie tematu miało nam wystarczyć, a cała reszta nie miała już większego znaczenia.
O czym opowiada ten album? W skroicie, pokazuje nam świat DC, taki na tle XX-wiecznej historii USA, ale przez pryzmat nie głównych postaci, a tych mniej istotnych – mniejszości etnicznych czy seksualnych. I to w sumie tyle.
Autorem tekstu do albumu jest sławny amerykański scenarzysta, pisarz i dramaturg John Ridley, laureat Oscara za scenariusz do filmu „Zniewolony. 12 Years a Slave” podaje nam oficjalny opis tego tomu i… No i wszystko w temacie. Bo tekst tu mamy, a nie scenariusz komiksu. Wypowiedź, streszczenie tego, co już znamy, ale podane nam od innej strony, skoncentrowane na temacie mniejszości, tolerancji, odsuwania postaci na dalszy plan. I…
No właśnie, fajnie jest zobaczyć inną stronę uniwersum i to skupienie na mniej znanych (ale wcale nie tak zaniedbywanych, jakby chcieli przekonać nas autorzy – masa jest bohaterów mniej popularnych i to nie z powodów rasowych czy seksualnych o czym warto pamiętać) postaciach. Fajnie, że jakiś wyższy zamysł w tym był, ale forma mnie nie kupuje. Nie, że rysownicy nie dołożyli starań, bo graficznie to naprawdę bardzo ładne jest, ale od strony fabularnej właśnie tej fabuły tu brak. Bo w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że ani to rozrywkowe superhero, które broniłoby się akcją i widowiskowością, ani coś naprawdę wyższego, co stymulowałoby intelektualnie, poruszało i z odpowiednią mocą podejmowało wszystkie te tematy. Jakby to był zarys treści, ale bez treści.
I zamysł ten doceniam. Doceniam literackość stylu, ale przez tą literackość widzę, co mogłoby z tego być, a czego jednak nie dostaliśmy. Szatę graficzną i wydanie doceniam już za to bez narzekania, bo świetne są. Jednak jako całość… No spodziewałem się czegoś więcej, czegoś mocniejszego. Spodziewałem się też, że scenarzysta filmowy lepiej odnajdzie się w scenariuszu komiksu, a tymczasem dostaliśmy coś, co wygląda, jak jego próba spełnienia się na literackim gruncie, ale zrobiona na szybko, bez zaangażowania. O wiele lepiej zagrałoby to, gdyby to nie były tylko streszczenia wydarzeń a prawdziwe opowieści. Bo tak wszystko jest zdystansowane, pozbawione większych emocji i niezbyt angażujące. Przeczytać jak najbardziej można, ale w zasadzie tylko jako ciekawostkę, a szkoda, bo potencjał naprawdę był. Lepiej wyszłoby, gdyby album streszczał ogół wydarzeń (coś, jak w „X-Men: Wielki projekt”), niż skupiał na tych kilku wybranych i dość płasko ukazanych postaciach. Ale jest, jak jest, a komu wystarczy sam zamysł i nie przeszkadza przerost formy nad treścią, sięgnąć może.
wkp, 04.12.2023, 13:41