ARAB ROZDARTY
„Arab Przyszłości”, tom ostatni. Wielki finał. Aż żal, bo ta seria jest tak genialna, jak przerażająca i będzie nam brakować (mi na pewno!) takich wrażeń, jak te, które za każdym razem czekały tu na nas. Bo od pierwszej strony pierwszego tomu, do ostatniej tego szóstego, finałowego, ta seria to wielkie przeżycie właśnie. Coś, co się czuje, co wnika do serca, zostaje w umyśle i działa. Po prostu sto siedemdziesiąt stron komiksu z wysokiej półki, jakże aktualnego w obecnych czasach.
Jest rok 1994. Riad dojrzewa, ale jego życie nie jest wcale mniej rozdarte, niż dotychczas. A może nawet rozdarte jest jeszcze bardziej. W chwili, gdy zaczyna się ta część jego losów, nadal mieszka w Rennes z matką i bratem. I nadal jego najmłodszy brat znajduje się w rękach ojca, który porwał chłopaka i wywiózł go do Syrii. Ale ojciec niespodziewanie wraca, znów chce robić swoje, rodzina znów jest zagrożona, a kiedy jego plan nie wypala, zobowiązuje się przywieźć uprowadzone dziecko, ale, jak to w jego przypadku bywa, na obietnicach się kończy…
A Riad dorasta. Wsiąka w gry, które pozwalają mu oderwać się od codzienności. Marzy o dziewczynach. Odkrywa filmy pornograficzne i zmienia się, dojrzewa, aż… Właśnie, czym w roku 2011, bo do tej daty prowadzi nas ta część, zakończy się cała opowieść? Zmianą głównego bohatera w tego Araba Przyszłości, który zaczynał z tomu na tom coraz bardziej przypominać swojego ojca? A może nastąpi refleksja, kolejna przemiana czy też powrót do korzeni? A może coś jeszcze innego? Cokolwiek to będzie, świetne będzie – świetne jest – mocne, życiowe, prawdziwe, czasem zaskakujące, także swoistą obcością kulturową, czasem bliskie nam wszystkim. No robi wrażenie i tyle.
Od początku do końca „Arab przyszłości” nie tylko trzyma poziom, ale i wciąż podnosi sobie poprzeczkę. I do ostatniej strony wszystko jest takie, jak być powinno, takie jak oczekiwaliśmy, chociaż przecież sama historia mocno ewoluowała od początku, zmieniając się z opowieści o różnicach kulturowych między Bliskim Wschodem a Europą, w historię o szukaniu własnego miejsca, samego siebie i czegoś, co spoi to rozdarcie, jakie wywołało życie na styku dwóch kultur.
To, co w tej autobiografii, bo z tym mamy tu do czynienia, to przede wszystkim szczera, oczyszczająca spowiedź autora. Autoterapia, autorefleksja, ale jednocześnie rzecz, która satysfakcjonuje po prostu jako powieść graficzna. Jako przesycone emocjami, świetnie poprowadzone, znakomicie wykonane dzieło komiksowe. Proste graficznie, ale przez to jeszcze bardziej przejmujące, bo w tej cartoonowej szacie, niemal czarnobiałej, bo jedynie z użyciem dwóch barw podkreślających cienie, budujących klimat czy zwracających naszą uwagę. Ale tyle wystarcza, nic więcej nie trzeba. Wszystko jest na swoim miejscu.
I teraz na swoje miejsce wskoczyło wszystko. A nam została satysfakcja z całej serii i doskonałego jej zwieńczenia i żal, że to koniec, że więcej nie będzie, bo jednak chciałoby się jeszcze tu wrócić, jeszcze odkryć to i owo i dowiedzieć się kolejnych rzeczy. Ale to już koniec. Czy ostateczny, to wie już tylko sam autor, życie w końcu trwa dalej i wszystko może się zdarzyć.
wkp, 25.11.2023, 06:25