Przyjmijmy, że dzieje świata to jeden rok. Około kwietnia pojawiają się pierwsze rośliny. Szesnastego grudnia – dinozaury. A dziesięć dni później, 26 grudnia, pterodaktyle i spółka schodzą z areny dziejów. Potem jest parę dni spokoju, a zaledwie dwie minuty przed północą na scenę wkracza człowiek. Przedstawiona historia ma miejsce zaledwie parę sekund przed końcem roku, czyli końcem świata. Dwie minuty sławy, które przypadły ludzkości, właśnie mijają. Mamy rok 2107. Świat został opanowany przez wielkie korporacje, inżynierię genetyczną, mutacje międzygatunkowe i reality-show na śmierć i życie. Powszechne stały się choroby popromienne, azotany w wodzie pitnej, ulepszacze do pieczywa oraz aromaty i smaki identyczne z naturalnymi. Cały świat opanowały zamęt i wariactwo.
Czy rzeczywiście cały? Temu szaleństwu nie poddało się przecież jeszcze kilka szarych komórek w głowie pewnego osobnika. Gdzieś w pustynnej Eurabii, w rezerwacie dla nosicieli genów, siedzi w zamknięciu Miś Misza – ostatnia nadzieja dla tej planety. Wielka nadzieja kudłatych...