SMERFY, SMERFETKA, GARGAMEL, MAGIA I PUŁAPKI
Jeśli istnieje animacja, która równie mocno kojarzy mi się z moim wczesnym dzieciństwem, co „Smerfy” to są to tylko „Muminki”. Tak to dla mnie wyglądało w tych szczenięcych latach. Nie twierdzę, że oglądałem tylko to, ale to było najlepsze, najważniejsze, a jak potem przekonałem się po latach, także dla dorosłego z tych wszystkich to właśnie te opowieści pozostały najlepsze, najciekawsze, najbardziej atrakcyjne. A najlepsze z nich? „Muminkami” tu zajmować się nie będę, bo i po co, ale co do „Smerfów” to najlepsze wciąż są dla mnie komiksy, a the best spośród nich to te, które robił nie kto inny, tylko sam Peyo (no z pomocą Dlaporte, z którym cudowanie się uzupełniał). I takim the best jest właśnie ten album, niewznawiany od ponad ćwierć wieku.
Smerfy żyją w świecie pełnym magii, same często się o nią ocierają, więc kiedyś któryś z nich musiał wpaść na pomysł, by magią się zainteresować. I tak jeden z nich chce zakosztować życia czarnoksiężnika, a to, jak wiadomo, sprowadzić może spore problemy!
Potem wraca Gargamel. I knuje. I szykuje masę pułapkę, by złapać Smerfy. Czy mu się uda, a może sam przekona się, że kto pod kim dołki kopie…?
Na koniec wraca… Smerfetka. A co z jej powrotu wynika i jakie ma ona znaczenie dla reszty wioski? To już musicie odkryć sami. „Smerf Czarnoksiężnik”, czekałem na wznowienie tego, oj czekałem. W sumie, jak na wznowienie każdego albumu serii, którego wcześniej nie miałem. A i na reedycję tych, co już miałem też, bo dzieciakiem byłem, aż takiego szacunku nie miałem do tych komiksów, jaki mam dziś, a i zdarzyło się im to i owo po drodze, więc chętnie sięgnąłem po ładniejsze wydanie. Bo ale akurat „Czarnoksiężnika” nie kupiłem, kiedy wychodził po raz pierwszy, nie uzupełniłem potem kolekcji, więc cieszę się tym bardziej. Bo i nie czytałem tego, i świetny to komiks, i ładnie wygląda. Jak zawsze, po prostu.
Tak właściwie to nie tylko „Smerf Czarnoksiężnik”, ale też i dwie inne opowieści. Wszystkie pomysłowe, świetne, zabawne, z tym nienachalnym dydaktyzmem, z urokiem, z klimatem. No z magią taką, jakiej brakuje współczesnym komiksom, a przynajmniej zdecydowanej większości z nich. I z siłą, która pozwala serii wybić się na tle licznej konkurencji i przy okazji wznieść się ponad ograniczenia czasów czy kategorii wiekowej. Ludzie te komiksy czytali i zachwycali się nimi dekady temu, to samo robią teraz i za sto lat – jeśli ten świat tak długo wytrzyma – nic się na tym polu nie zmieni.
Jak i nie zmieni się, że te rysunki będą znakomite. Ta cartoonowa prostota, ale pokazująca talent autora, ten klimatyczny kolor i po prostu niezapomniane wrażenie, jakie sprawiają. Bo super pasuje to do treści, super też wpada w oko i zostaje z nami na dłużej. I ogólnie wszystko tu super, jak zawsze. Świetna to seria, znakomita rzecz, godna polecenia każdemu. Ale to chyba wiedzą wszyscy.
wkp, 30.01.2023, 06:32