WIKINGOWIE W REWELACYJNEJ FORMIE
To już szósty, a patrząc na fakt, że polskie wydanie jest podwójnej grubości śmiało można by powiedzieć, że to dwunasty tom „Sagi Winlandzkiej”, jednej z najlepszych serii mangowych ostatnich lat. Patrząc na tematykę całości, można by powątpiewać czy jest to dzieło tak wybitne, bo Wikingowie i ich przygody zdają się nie pasować za bardzo do japońskich komiksów, ale mangacy to takie zdolne bestie, że nawet z najbardziej ogranych schematów potrafią zrobić coś wyjątkowego. I takim wyjątkowym dziełem jest właśnie niniejszy cykl, będący jednocześnie jedną z najlepszych komiksowych opowieści o ludziach Północy w dziejach.
Jeśli chodzi o treść, zostawiam Was z oficjalnym opisem:
Kanut wraca do Danii, by spotkać się z królem tego państwa, swoim bratem. Natomiast na farmie Ketila wszystko się toczy swoim rytmem. Thorfinn i Einar pracują w pocie czoła, wciąż marząc o odzyskaniu wolności. Gdy Ketil wraz ze swoimi synami wyjeżdża do stolicy, w okolicy jego majątku pojawia się zbiegły niewolnik...
Jeżeli czytacie mangi dość regularnie i nie ograniczacie się za bardzo w ich odkrywaniu, na pewno zauważyliście, jak ich twórcy doskonale radzą sobie z tematami, które dla Kraju Kwitnącej Wiśni wydają się być co najmniej nietypowe. Weźmy choćby cykl „Magi”, który eksploruje przecież temat arabskich baśni i legend. Niby nie pasuje to jakoś do japońskiego komiksu, ale przecież mangi obejmują więcej dziedzin i gatunków, niż jakikolwiek komiks w którymkolwiek regionie świata, a że na dodatek twórcy zawsze dają z siebie wszystko, co tylko w ich mocy – albo i ponad to – niemal zawsze wychodzi z tego coś udanego.
Ale „Saga Winlandzka” jest bardziej niż udana. To rewelacyjny komiks, który łączy historię i legendy, ukazane zresztą w realistyczny i przekonujący sposób, z poszanowaniem dla faktów, ale i bez unikania podchodzenia do tematu też z bardziej chwytliwej strony hollywoodzkiej, do jakiej przywykliśmy. Jednocześnie twórca serwuje nam tu sporo elementów shounenowych, widocznych szczególnie, gdy chodzi o dynamikę walk, ale przeniesionych na dojrzały, dorosły grunt, na którym nie brak brutalności i brudu, ukazanych na dodatek w naprawdę dosadny sposób.
I tu docieramy do kwestii ilustracji. Grafiki w „Sadze Winlandzkiej” to rzecz równie doskonała, co treść. Realistyczne, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, doskonale oddające wszystkie aspekty opowieści… Długo można by wymieniać, ale najlepiej zobaczyć je na własne oczy – słowa tego nie oddadzą. Najważniejsze w nich jest jednak to, że idealnie uzupełniają treść i same w sobie stanowią małe, zachwycające arcydzieła.
Kto kocha dobre mangi, dobre opowieści przygodowe albo po prostu tematykę Wikingów, „Sagę Winalandzką” powinien poznać bardziej, niż koniecznie. To rewelacyjne dzieło, które pozostawia po sobie uczucie niedosytu, ale satysfakcjonuje jak rzadko które. Polecam zatem gorąco.
|
autor recenzji:
wkp
23.03.2020, 06:19 |