Ewa Ciałowicz jest jedną z najzdolniejszych twórczyń działających w naszym pięknym kraju. Na jej talencie poznał się Jerzy Łanuszewski, publikując (w świetnym magazynie komiksowym) w „Warchlakach”, aż dwa razy jej komiks. Były to krótkie formy, ale każda z tych opowieści zapadła także w mojej pamięci. Właśnie do dobrych księgarń z Wydawnictwa 23 trafia jej komiks pt.„Mówili na niego Karol”.
Artystka – rocznik 1989, absolwenta prestiżowej Akadami Sztuk Pięknych w Krakowie, po raz kolejny dzięki niezawodnemu Jerzemu Łanuszewskiemu może cieszyć z pełnowymiarowego albumu.
Aczkolwiek jest i nie jest to jej całkowity komiksowy debiut w dużej formie albumowej, gdyż podobnie jak Daniel Chmielewski (komiksem „Zapętlenie”), to ona także obroniła swoją prace dyplomową tworząc i wydając komiks pt. „Psychopomp”.
Na marginesie. Mam nadzieję, że podobnie, jak było to u Daniela Chmielewskiego, także ten jej 28 stronicowy niemy komiks pojawi się w papierowej wersji i w szerokiej dystrybucji.
Rozpocznę od tego, iż podzielę się tu swoimi wrażeniami i emocjami płynącymi z lektury tego ocenianego tytułu. Czyta się go jednym tchem. Fabularnie i graficznie i edytorsko zadbano o wszystko.
Do 20 komiksowych shortów scenariusze napisał, nie kto inny, jak Jerzy Łanuszewski, zaś w przepięknym kreskówkowym i kolorowym stylu ubrała graficznie, nie inaczej, jak Ewa Ciałowicz. Ba, powtarzam się! Klamra.
Lwią część tych opowieści stanowią jednoplanszówki zbudowane na 6 kwadratowych kadrach, ale i pojawiają się obrazowe plansze.
Opowieści te abstrakcyjne, zmieszane, mieszane, pomieszane, czyli „odjechane” niczym z kultowego serialu z lat 80, pt. „Strefa mroku”, dodam (klamra) charakteryzują się ustalonym schematem. Umownie rzecz biorąc i nie zdradzając zarysu fabularnego, to łączy je wszystkie stwierdzenie „Mówili na niego Karol”. Więcej nie mogę dopowiedzieć, aby nie psuć Ci niespodzianki płynącej z lektury. Klamra.
Aczkolwiek jeszcze raz chce tu napisać, iż jestem zachwycony tym komiksem! Uwielbiam historie abstrakcyjne, niczym te opowiadane przez grupę Monty Pythona! A takie są w tym kolorowym zeszycie. Świetnie rozpisano na sceny bohaterów tej historii, a i „drzewo” się także znalazło. Mrugam tu okiem, do fanów grupy MP. Klamra.
Wprowadzone tu płynnie, szalone postacie, są nacechowane charakterkiem i leczniczą agresją.
Dodam ujętą, zarówno w rysunku jak i w sferze psychologicznej. Czytając będziecie wiedzieli kto jest kim, ale... klamra! Czyny tych chojraków są przezabawne i ucieszą i rozweselą największego marudę i malkontenta. Jest w tym komiksie od groma przedniej jakości dowcipu i fajnych i nowatorskich pomysłów. A to nie jedyne zalety tej pozycji.
Graficznie ten album wymiata! W całości zrobiony w kompie, przez piekielnie zdolną artystkę, po prostu estetyką i kolorystyką zachwyca! Porównałbym ten styl do prac Katarzyny Babis i stylu Daniela Grzeszkiewicza i Bryan Lee O'Malleya, z nutką klasycznej Disnejowskiej animacji. Rzekłbym jeszcze, iż inspiracji znalazłbym więcej, ale nie zmieni to faktu! Faktu, iż jeśli zobaczysz prace Ewy Ciałowicz, to do końca życia będziesz rozpoznawać jej styl graficzny i kolorystyczny!
Autorka dobrze radzi sobie z proporcjami, kompozycją kadrów i teł, jej kreska jest ciepła, radosna, dynamiczna. Widać, że dobrze się bawiła tworząc ten komiks. Jej prace są pełne luzu i cartonowości. Wszystko to świadczy, iż mamy do czynienia z wielkim talentem.
Podsumowując! Scenariusz, świetny! Oprawa graficzna, genialna! Doprawione wszystko to jest apolińskim, genialnym, cudnym, wrr, wyskokowym, nadobnym, bezbłędnym, nienagannym i w dechę dowcipem! Klamra!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
24.01.2020, 21:40 |