autor recenzji:
wkp
20.04.2020, 08:16 |
SYNDROM STRESU POURAZOWEGO W MIEJSKIEJ DŻUNGLI
PTSD (post traumatic stress dosirder) – syndrom stresu pourazowego. To właśnie poruszana tematyka sprawiła, że sięgnąłem po komiks zatytułowany po prostu „PTSD”.
Jun i Rudy. Młoda dziewczyna (ta z okładkowej literki „P”) i jej psi przyjaciel (z literki „D”) to bohaterowie, których w głównych rolach swego komiksu obsadził Guillaume Singelin. Niby to komiks fikcyjny. Dzieje się po jakiejś wojnie, w jakimś mieście. Jednak patrząc na kadry widać, jakie wydarzenia mogły być inspiracją do stworzenia albumu. To wojna w Wietnamie i wielkie, azjatycki metropolie, gdzie próbują wracać do życia jej weterani. Wyjęci z dżungli, wrzuceni do innej dżungli. Miejskiej. Pozostawieni sami sobie. Z tytułowym PTSD.
I właśnie próbom ułożenia sobie w głowie bałaganu wytworzonego przez długotrwały stres, podejmowanym próbom normalnego funkcjonowania, przygląda się autor. Prócz Jun w swym komiksie rysuje też kilku innych weteranów. Pokazuje ich obok codziennego życia metropolii. Widzimy więc sceny z miasta, ludzi siedzących w knajpach, które stanowią tło dla rozgrywających się w dole dramatów. W dole, czyli w kanałach, prowizorycznych obozach, na krawężnikach i pod witrynami sklepów. W głowach ludzi odurzonych prochami, bez których sen zamienia się w koszmar. Momentami przeplatane są one dodatkowo z obrazkami z wojny. Dzięki nim lepiej poznajemy główną bohaterkę – snajperkę, ale i wojenną pielęgniarkę. Dziewczynę, która z dnia na dzień coraz bardziej staje na nogi, wyrzucając z siebie traumę.
Zaskakująca jest stylistyka, na jaką zdecydował się Guillaume Singelin. Bo oto mamy do czynienia z mangą. Dokładnie wyrysowaną, z mnóstwem szczegółów na kadrach i charakterystycznymi dla komiksu z Dalekiego Wschodu postaciami. Ale z drugiej strony całość została przepięknie pokolorowana w europejskim stylu (że porównam kolorystykę z „PTSD” do plansz z „Portugalii” Cyrila Pedrosy). W posłowiu czytamy, że może to być efektem wychowania we francusko-laosańskiej rodzinie. Jednocześnie autor nie przekroczył granicy między mangową śmiesznością, a powagą tematyki. Oczywiście mamy do czynienia z przerysowaniem, mamy do czynienia z „objechanymi” sytuacjami. Wszystko to jednak trzyma się w przyjętej konwencji, by stworzyć komiks ambitniejszy niż tylko nawalanka.
„PTSD” jest komiksową ciekawostką. Czymś więcej niż tylko mangowym czytadłem. Jest też komiksem zasługującym na uwagę z edytorskiego punktu widzenia. Tytuł albumu został bowiem wycięty – dosłownie – w twardej oprawie. Widoczne w literach sceny są fragmentami większej ilustracji, która ukazuje się w pełnej krasie po otwarciu okładki. Tak samo sugestywna jest „dżunglowa” zieleń okładki i wyklejek. Dopełnieniem jest też garść szkiców i dodatkowych rysunków.
Andrzej "Mamoń" Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
13.04.2020, 21:45 |