OLDCHOOLOWY MIECZ
„Miecz zabójcy demonów” to kolejna nowa seria, która zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Sięgając po pierwszy tom, spodziewałem się lekkiego shounena w stylu „Dororor i Hyakimaru”, tymczasem dostałem kawał świetnej opowieści na skrzyżowaniu fantasy, bitewniaka i horroru. Zadziwiająco lekką, staroświecką jeśli chodzi o szatę graficzną, ale dzięki temu jeszcze bardziej wyróżniającą się na tle podobnych dzieł. Oczywiście in plus.
Tanjirou przeszedł wiele. Najpierw tragedia, która pozbawiła życia bliskie mu osoby, potem trening, któremu nie miał prawa sprostać, a teraz zmaga się z egzaminem na zabójcę demonów. By go zdać, musi pokonać przeobrażonego demona, który zabił już niejednego ucznia. Czy ma szanse?
To oczywiście zaledwie początek. Miasteczko, gdzie znikają dziewczyny staje się kolejnym celem naszego bohatera. Ale go tam czeka?
Kiedy „Miecz zabójcy demonów” trafił w moje ręce po raz pierwszy, z miejsca dałem się zachwycić szacie graficznej. Te rysunki, proste, mniej sterylne niż zazwyczaj, nieco inne, kojarzące się bardziej z mangami sprzed dwóch, trzech dekad, niż współczesnymi hitami z gatunku shounen, urzekły mnie swoją oldschoolowością i staromodnością. Czymś klasycznym, może nie aż tak, jak prace ojca mangi Osamu Tezuki, ale jednak odróżniających się od współczesnych hitów. Można by się było obawiać, czy takie ilustracje się przyjmą, ale na szczęście się spodobały, przyjęły i teraz my po polsku możemy cieszyć się tą opowieścią.
Ale przecież nie tylko rysunki są tu znakomite. Fabuła tej opowieści, skrojona w dość klasyczny sposób, opowiada o typowych zmaganiach doświadczonego przez życie i los bohatera, który przyjął na swoje barki ciężką misję i konsekwentnie dąży do jej wypełnienia. Na swej drodze spotyka wiele niebezpieczeństw, poznaje mistrzów i kolegów po fachu, doświadcza niezwykłych rzeczy, próbuje się doskonalić, jednocześnie pokazuje, że chociaż jest inny, niż ci, którzy kroczą podobną drogą, nie tylko doskonale nadaje się do tej roli, ale też i może jest lepszy od nich wszystkich. Niby klasyk, niby już schemat, a wciąż atrakcyjny i jakże ujmujący. Bo nie oryginalność decyduje o sile shounena, a poziom jego wykonania. I tu poziom jest naprawdę satysfakcjonujący.
I satysfakcjonująca jest też akcja. Tempo jest odpowiednie, choć nie za szybkie. Jest tu trochę mroku, ale wiele też delikatności. Całość, choć opowiada o krwiożerczych bestiach, jest delikatna. Sprzeczność? Raczej ciekawe ujęcie tematu, które sprawia, że „Miecz zabójcy demonów” wyróżnia się na tle podobnych serii. Jeśli lubcie fantasy i shouneny, polecam gorąco, bo absolutnie warto i czekam na kolejne tomy.
|
autor recenzji:
wkp
03.07.2020, 06:56 |