ANIOŁY I GWIAZDY. BLASKI I CIENIE XX WIEKU
Przez dwudzieste stulecie przeprowadza nas Bernard Yslaire w swym komiksie „Wiek Evy”. Drogę znaczą tytułowe anioły i gwiazdy. Nie jest to prosta, ale pełna historycznych wybojów droga.
Gwiazdą jest nawet nazwisko bohaterki - to terapeutka Eva Stern. Gwiazdami są naszywki na obozowych pasiakach. Są nimi pierwszoplanowe postaci ze świat kina. Wreszcie to gwiazdy dosłowne, o sięgnięciu których marzy ludzkość. Anioły pojawiają się nagle. Na zdjęciach, w obrazach przesyłanych z kosmosu. Swoistym aniołem - nawet jeśli upadłym - jest też @nonymous rozsyłający na skrzynki meilowe m.in. wspomnianej Evy Stern retuszowane zdjęcia, układające się w na pozór przypadkowe cykle. Zdjęcia otwierające jakieś szufladki w zakamarkach pamięci. Zmuszające Evę – ale też zafascynowaną jej postacią młodą adeptkę psychologii - do wspomnień, do refleksji na temat życia. Przemijania. Ale też zdjęcia prowokujące do pytań o granice manipulacji faktami, „naginania” rzeczywistości przedstawianej przez minione stulecie.
„Wiek Evy” to komiks przypominający zbrodnie XX wieku. Będący niczym ekspres przemierzający czas i przestrzenie, gdzie działo się zło. Ale też gdzie rodziły się nowe idee, gdzie powstawały antywojenne ruchy. To komiks pokazujący małość jednostki w globalizującym się świecie. Początkowo – o czym mowa we wstępie – był to projekt internetowy. Była to próba stworzenia czegoś na wzór gazety. Stąd też podtytuł albumu: „XXe ciel.com” (czyli „XX niebo”). Stąd też pomysł na meile, na wykreowanie @nonymousa rozsyłającego je na wydawać by się mogło z pozoru przypadkowe skrzynki. Niczym jakiś wirus, którego wszyscy bali się u progu XXI stulecia. Z czasem projekt został przekształcony w wydawnictwo albumowe.
Bernard Yslaire na papier spróbował przełożyć świat Internetu. I jest w tym przekładaniu wyjątkowo zdeterminowany. Stąd wszelkie „zrzuty ekranu”, kawałki „meili”, „opisy” zdjęć utrzymane w elektronicznej formie. I robi to klimat, pozwala wejść w sieciowy świat, jaki coraz bardziej ogarnia nas już nie w XX, ale w XXI wieku. Wrażenie robią fabrykowane fotografie. Odtwarzane chwile - jak rewolucja bolszewików, upadek Austro-Węgier, Auschwitz, obrazki z Księżyca, upadek Muru Berlińskiego, wreszcie też Nowy Jork z 11 września.
Tylko, że retuszowanie, dostawianie do zdjęć aniołów (podobno każdy ma swojego, własnego…) sprawia, że zaczynamy się zastanawiać co na tychże fotkach jest prawdą, a co już ingerencją @nonymousa. Gdzie jest granica między prawdą, a manipulacją. Bo – znów cytat – „Historia jest kłamstwem, na które wszyscy przystaliśmy”.
„Wiek Evy” jest miłym zaskoczeniem. Unosi się nad nim duch innego autora – myślę, że Enki Bilal nie obraziłby się za porównanie „Wieku…” do jego dzieł. Z kolei Yslaire znany był dotąd głównie z serii „Sambre” (która z czasem zaczęła być niestety nieco dłużącą się sagą z dopisywanymi ciągami dalszymi). Mniej zauważony natomiast przeszedł jego album „Niebo nad Brukselą” (wydany w 2009 roku). A właśnie bliżej tej antywojennej historii można postawić „Wiek Evy”. Komiks, który właściwie też jakoś nie odbił się szerszym echem (ja nadrabiam tym samym niedopatrzenie). Może dlatego, że po tytuł sięgnęła niewielka oficyna Studio Lain specjalizująca się w komiksach z nieco innej bajki? Na co dzień znana jest głównie m.in. z serii „Slaine” i „Sędzia Dreed” Tym większe słowa uznania za to, że sięgnęła też po ten komiks Bernarda Yslaire.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
14.01.2021, 22:53 |