CHEMIA W ZINIE
Dwa lata temu zaskoczyła czytelników albumem "Ta małpa poszła do nieba". Teraz wraca z niewielką publikacją "Chemia z Niemiec".
Zaprezentowany przez Wydawnictwo Komiksowe album Małgorzaty Kulik był jednym z najciekawszych polskich albumów roku 2018. Autorka zaproponowała nam wtedy surrealistyczną historię o parze, której umiera kochana "córka" - małpa. Zaskoczyła nie tylko dobrze napisanym scenariuszem, ale też ciekawymi rysunkami. Ostrymi, na pozór niedbałymi, z oszczędną kolorystyką. Jednak później słuch o Gośce Kulik - przynajmniej w komiksowe - zaginął. Teraz wraca z nie do końca komiksem, ale publikacją, po którą ci, których zafascynowała "Ta małpa..." sięgnąć i tak powinni.
To niewielki fanzin. Zwie sie "Chemia z Niemiec" i poświecony jest tematom okołochemiczno-niemieckim właśnie. Wiadomo. Chemia z Niemiec jest lepsza niż sprzedawana nawet pod tą samą marką w Polsce. A jeśli z Niemiec, to nie kupimy jej w sklepach, ale na bazarach. I właśnie bazarom swój zbiorek Gośka Kulik poświeca. Na publikację składa się (wliczając okładkę) dwanaście scenek rodzajowych z rynków. Z targów różności i próżności. To sceny uchwycone między stolikami turystycznymi, sklecanymi napędce z czego sie da straganami, rozłożym na ziemi barachłem i stołami z ciuchami wygrzebanymi z najgłębszych zakamarków szafy. No i rzecz jasna obok eleganckiego busa z tytułową chemią z Niemiec.
Obcowanie z zinem ma w sobie coś z przechadzki przez ryneczki - jak te przy polsko-niemieckiej granicy. Są jak wędrówka do świata kiczu, tandety i badziewia. Są socjologiczną obserwacją zjawiska, które wydawałoby się skazane na porażkę, na odejście w zapomnienie, ale wciąż trwa, rozwija się i pączkuje w formie następnych bud, kolejnych straganów, jeszcze nowszych towarów przywożonych zza zachodniej granicy. Jak zdradza autorka - inspiracją do "Chemii..." były obrazki zaobserowane we Wrocławiu, podczas wizyt na targu "Na Młynie".
Porównując ten zin do poprzednich publikacji autorki to znów uczyniła krok do przodu. "V" z 2013 roku było publikacją czarno-białą. W "Ta małpa..." wszedł kolor. "Chemia z Niemiec" jest już ferią barw. Tak samo tandetnych, jak towar sprzedawany na kiczowanych bazarkach. Róże, pomarańcze, fiolety składają się na Polskę pszaśno-buraczaną. Polskę, dla której luksusem jest sprzedawana z busa - bedąca namiastką prawdziwego luksusu - tytułowa "Chemia z Niemiec". Ale i Polskę, która w takim wydaniu hipnotryzuje i przyciąga.
Najnowszą publikację Gośki Kulik przygotowała oficyna Peryferie. Wydana została w nakładzie zaledwie 100 egzemplarzy. Wydana to złe słowo. Została powielona w technice "riso". Niby na powielaczu, ale z użyciem techniki sitodruku. Efekt - pod palcami czuć farbę, częściowo zostaje też na rękach - jest miłym zaskoczeniem. Dodatkowo zin pakowany jest w... papier z odbitym fragmentem "Berliner Zeitung". Bo jak z Niemiec, to na całego!
Andrzej "Mamoń" Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
23.06.2020, 15:59 |