Manga jest dość prostą i krótką historią. Może nawet za krótką, bo z chęcią bym rozwinęła niektóre wątki. Wędrujący ronin, który poluje na demony, napotyka na swojej drodze godnego siebie przeciwnika. Co nieco o nim zdradziłam już wyżej. Okazuje się jednak, że świetnie władający mieczem Tahomaru to wysoko postawiona szycha. Posiada on ogromną moc, jednak ma to swój mroczny sekret. Tahomaru musiał wiele samego siebie poświęcić, by stać się tym, kim jest dziś. Hyakkimaru nie podejrzewa jednak, że są oni bardziej podobni do siebie niż to na pierwszy rzut oka widać.
|
autor recenzji:
MonimePL
28.07.2022, 10:34 |
TAHOUMARU KONTRA HYAKKIMARU
„Dororo i Hyakkimaru” to nie żadna autorska seria, a remake klasycznego dzieła Osamu Tezuki, które dostało tutaj nie tylko drugie życie, ale i zupełnie nową, odświeżona szatę graficzną. Nie jest to co prawda wybitne dzieło, ot lekka rozrywka wykonaniem przypominająca mangi będące adaptacją, ale na pewno dostarczająca niezłej, dynamicznej zabawy na kilkanaście minut lektury.
Tahoumaru kontra Hyakkimaru stają do walki. Jakie będą jej konsekwencje? Kto wygra? I co z tego wszystkiego wyjdzie?
Żyjemy w czasach, kiedy pomysłowość zastąpiła odtwórczość. Czasach, kiedy zewsząd otaczają nas dzieła, które są albo remake’ami, albo rebootami, albo po prostu kopią pomysłów innych – nieraz nawet nie da się tu mówić o plagiacie, skoro tysiące twórców robią to samo, zmieniając jedynie drobne detale. Co prawda jest to domeną Amerykanów (spójrzcie tylko na komiksy Marvela z „Marvel Now” czy „Legacy” albo DC z linii wydawniczych „Odrodzenie” bądź „Uniwersum DC”, które oparte są na odświeżaniu po raz n-ty motywów z dawnych lat), niemniej i Japończycy coraz częściej stawiają na powrót do kultowych tytułów. Seria filmów „Neon Genesis Evangelion: Rebuild”, „Dragon Ball Kai” czy „Sailor Moon Crystal” są na to najlepszym przykładem. W świecie mang zdarza się to rzadziej, ale zdarza, o czym mogli przekonać się polscy czytelnicy sięgając po oparty na twórczości Tezuki cykl „Pluto”, a teraz także „Dororo i Hyakimaru”.
Co można powiedzieć o tym drugim, który interesuje nas właśnie w tym konkretnym momencie? Jeśli lubicie shounenowe klimaty, opowieści przygodowe o walce z nieczystymi siłami, klimatyczne, aż momentami ocierające się o horror, ale proste przy tym i bardzo lekkie w odbiorze, to tak. Podobnie jak w sytuacji, gdy jesteście miłośnikami twórczości Tezuki. Satoshi Shiki, autor m.in. „Kamikaze” nie jest co prawda twórcą tego kalibru, co odpowiedzialny za „Pluto” Naoki Urasawa, ale też daje radę, tworząc opowieść dynamiczną, nastrojową i sympatyczną w odbiorze, zaludnioną przez wyraziste postacie i poprowadzoną w szybkim tempie. Całość przypomina mangi oparte na anime, a zatem jest prosta, dynamiczna i dość oszczędna, jednak dzięki temu czyta się to bardzo szybko i bez grama nudy.
Dobrze to widać też w szacie graficznej. Ilustracje są proste, same kadry mają nieco większy format, detali jest mniej, a jednocześnie jest tu dużo mroku, dynamiki i klimatu. Ogląda się to przyjemnie i pod względem rysunków „Dororo i Hyakimaru” wypada lepiej nawet, niż fabularnie. Całość zaś zachęca do tego, by poznać też pierwowzór Tezuki. Oby szybko pojawił się na polskim rynku, tak jak i wiele klasycznych mang tego mistrza gatunku, które nadal nie doczekały się swojej edycji w naszym kraju, a są przecież tego warte, jak rzadko które tytuły.
|
autor recenzji:
wkp
18.08.2020, 06:43 |