autor recenzji:
wkp
16.11.2020, 06:44 |
BARANOWSKI PUSZCZA DYMKI. Z TINTINA
Swoje kadry i dymki na łamach magazynu „Tintin” Tadeusz Baranowski wypuszczał w latach 80. XX wieku. W 2020 roku jego prace stworzone na rynek frankofoński zostały zebrane w album o absurdalnym tytule „Dymki z Tintina jak dymek z komina”. Absurd w przypadku tego autora nie dziwi.
Baranowski wszak znany jest z surrealistycznych i nieco absurdalnych komiksów, w których główne role grają równie absurdalni bohaterowie. Przez końcowkę lat 70. i całe lata 80 XX wieku brylowali na łamach polskiej prasy i w wydaniach książeczkowych. A byli to profesorek Nerwowolek i jego gospodyni Entomologia Motylkowska (w: „Antresolka profesorka Nerwosolka” czy „Podróż smokiem diplodokiem”), odkrywcy-podróżnicy Kudłaczek i Bąbelek (w „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa” czy „Skąd się bierze woda sodowa”), polski superbohater Orient Men (w „Orient Men. Śmieszy, tumani, przestrasza”) czy polsylwańskie wampiry Szlurp i Burp (ich przygody przypomniano w albumie „Bezdomne wampiry o zmroku”).
Ale w latach 80. Tadeusz Baranowski próbował swych sił także na rynku zachodnim. Swoje prace publikował w legendarnym magazynie „Tintin”. Na jego potrzeby charaktery wymieszał, sylwetki znad Wisły poddał liftingowi, by wykreować niby starych, ale jednak nowych bohaterów. Takich, którzy mogliby odnaleźć się na rynku frankofońskim, wśród zupełnie nowych czytelników. Wynikało to też poniekąd z faktu, że humor Baranowskiego z książeczek - pełen surrealistycznych odniesień do polskich realiów - okazał się nieprzekładalny na nowe warunki, w jakich miałby zafunkcjonować. Stąd np. niektóre komiksy napisali mu Jean Dufaux, Mythic czy Michael Bom.
Tak narodzili się Profesor Magister i jego gospodyni Doremie Fassola, czyli belgijski Nerwosolek i belgijska Entomologia Motylkowska. Tak też powstał odkrywca i podróżnik Monsieur Pan - Kudłaczek z Bąbelkiem w jednym, z domieszką Orient Mena. Efektem współpracy Baranowskiego z Dufauxem z kolei są wspomniane już wampiry Szlurp i Burp. W scenariuszach autor również dokonał swoistej żonglerki. W jednej z historyjek Monsier Pan spotyka wampiry. W innej wyrusza w poszukiwania grasującego po okolicy dusiciela, zahaczając o kilka innych zwierzaków znanych z „W pustyni i w paszczy”. W „Pingwinie” pod jego postacią ukrywa się Orient Men. W kadrach pojawiają się także dinozaury znane w Polsce z „3 przygód Sherlocka Bombla”. Mamy więc swoisty recycling pomysłów na nowo złożonych w scenariusze a nawet wykorzystanie postaci z polskimi korzeniami znanych już na zachodzie – w „Szlurp i Burp kontra Thorgal”.
„Dymki z Tintina…” pokazują szerokie spektrum bohaterów, w jakim poruszał się autor. Pokazują też graficzne możliwości Tadeusza Baranowskiego. To – jakby nie patrzeć – prace z okresu, kiedy wypracował już swój styl. Jego znakiem rozpoznawczym stały się bujna roślinność, gargamelowate domy, bogata kolorystyka i swobodne podejście do kompozycji plansz. Dlatego też ogląda się te prace z przyjemnością. Ale album ten dowodzi też, że ich potencjał został niewykorzystany na rynku frankofońskim.
Są w nim też dwie prace odbiegające stylistycznie od tego, do czego Baranowski nas przyzwyczaił. Pierwsza to narysowana w uproszczony sposób „Elektryczna burza” (może dlatego, że nie jest to komiks autorski – scenariusz napisał Mythic). Drugą z prac – z przeciwnego bieguna – jest narysowana w realistycznej stylistyce poetycka impresja „Kiedy mamy tylko miłość” do tekstu Jacquesa Brela. Takiego Baranowskiego jeszcze nie widzieliście! Dodatkowo wydanie dopełniają szkice i próbki różnych prac.
Część komiksów z tego zbioru pojawiało się już wcześniej w różnych albumach. Inne Tadeusz Baranowski przedstawił w dwóch zeszytach zatytułowanych „Moje komiksy po francusku” (wydał je własnym sumptem w nakładzie kilkudziesięciu egzemplarzy). W album zebrał je Mirosław Korkus, fan twórczości Tadeusza Baranowskiego. Początkowo był to wydany własnym sumptem komiks sprezentowany autorowi. Po namowach autora – i wydawcy – udało się go przekonać, by wypłynął na szersze wody.
Oto jest. Tylko ostrzegam. Album „Dymki z Tintina jak dymek z komina” nie jest komiksem, od którego młody czytelnik (album ukazuje się w Krótkich Gatkach, czyli dziecięco-młodzieżowej odsłonie Kultury Gniewu) powinien zaczynać przygodę z twórczością Tadeusza Baranowskiego. Wcześniej niech pozna klasyczne albumy: „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”, „Antresolka profesorka Nerwosolka”, „Podróż smokiem diplodokiem” czy „Skąd się bierze woda sodowa”. „Dymki z Tintina” zaś powinien dostać w drugim rzucie, z albumami „Przepraszamy remanent”, „Bezdomne wampiry o zmroku”, „Do bani z takim komiksem” czy dylogią „Jak ciotka Fru Bęc uratowała świat od zagłady” i „To doprawdy kiepska sprawa, kiedy bestia się pojawia”.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
07.11.2020, 23:30 |