ZBIROWISKO
„Zbir” to taka seria, która w moim życiu pojawiła się najpierw za sprawą jednego zeszytu, który poza szatą graficzną w ogóle mnie nie kupił, a która po latach stała się dla mnie wyśmienitą rozrywką. Bo to, co nie kupiło mnie w krótkim, promocyjnym komiksie, w zbiorczej (a może należałoby rzec „zbir-czej”) edycji od Non Stop Comics po prostu zachwyciło, wciągnęło i urzekło. I robi to nadal, choć to już czwarty – i zarazem docelowo przedostatni – tom (a każdy z nich liczy sobie mniej więcej 400 stron) w którym cykl obchodzi dziesięciolecie swojego istnienia.
Na Zbira i jego towarzyszy znów czeka mnóstwo szalonych wyzwań. Zombie, wampiry i inne takie, nie zawsze oczywiste stwory stają na drodze naszych… hmm… bohaterów.. A co potem? Krew, flaki, powroty i odejścia. Gotowi na kolejne szaleństwo, które musi skończyć się rzezią?
Seria „Zbir” ma w naszym kraju wcale nie krótką historię. Po raz pierwszy nad Wisłą pojawiła się w roku 2005 nakładem wydawnictwa Taurus Media. Nie miała jednak zbyt dużego szczęścia: ukazały się wówczas bowiem jedynie trzy cienkie albumy i na tym kariera tytułu się zakończyła. Ale potem, po latach za „The Goon”, bo pod takim oryginalnym tytułem rzecz wróciła na rynek, zajęło się nią wydawnictwo Non Stop Comics i od tamtej pory sukcesywnie wypuszcza na sklepowe półki kolejne grube tomiszcza, a w nich…
Właśnie, co nam w nich serwuje? Jeśli jeszcze tego nie więcej, to trzeba powiedzieć, że szaloną, daleką od poprawności politycznej i jakiejkolwiek autocenzury czarną komedię z pogranicza gangsterskich pulpowych książek z lat 30. i horrorów właściwie z każdego okresu ich istnienia. Mamy tu więc gangsterskie klimaty w stylu czasów prohibicji, a obok nich wszelkie stwory, jakie tylko możecie sobie wyobrazić. A wszystko to obleczone w ramy postmodernistycznej zabawy gatunkami i schematami, ocierającej się czasem o metafikcję. Na stronach „The Goon” jest krwawo, jest zabawnie – choć humor to nie dla wszystkich, a już na pewno nie dla wrażliwych, bo czarny, mroczny, brutalny wręcz – akcja toczy się szybko, a całość ma rewelacyjny klimat. Bo „Zbir” to nie tylko lejąca się krew i wszelkiej maści urazy, nie pastisz gatunkowy i zabawa ulubionymi przez autora elementami, ale też i wyśmienicie nakreślony klimat.
A to, oczywiście, w głównej mierze dzięki rewelacyjnej szacie graficznej, która stanowi połączenie najróżniejszych stylistyk. Mamy tu i ilustracje w stylu Mignoli, i prace ciążące w stronę rysunków Jeffa Smitha, i znakomite grafiki robione ołówkiem. A to tylko część tego, co możecie znaleźć w pracach autora, połączone jednak w efekt finalny charakterystyczny tylko dla niego i ukazujący pełnię jego talentu. Nic dziwnego, że seria zdobyła pięć nagród Eisnera – najważniejszych w branży – i International Horror Guild Award. Jeśli więc lubicie tego typu klimaty, a nie znacie jeszcze „The Goon”, zmieńcie to koniecznie. I najlepiej zaopatrzcie się od razu we wszystkie tomy, bo nawet jeśli da się je czytać bez znajomości całej reszty, seria jest tak dobra, że i tego będzie Wam za mało.
|
autor recenzji:
wkp
02.12.2020, 06:44 |