WYPRAWA SMERFÓW
„Smerfy i wioska dziewczyn” to seria stworzona przez kontynuatorów spuścizny Peyo jako lektura wspomagająca kinowy hit o takim tytule. Z czasem jednak wyrosła na samodzielny cykl, całkiem udany i przyjemnie rozwijający całe uniwersum niebieskich skrzatów. I przyjemny jest też czwarty album z tej serii, chyba najlepszy z dotychczasowych, który spodoba się wszystkim miłośnikom Smerfów i familijnych komiksów z Europy.
Starcie z odwiecznym wrogiem Smerfów, Gargamelem, skończyło się zwycięstwem naszych bohaterów. Kruk, którego przysłał zły czarnoksiężnik został pokonany, niemniej zwycięstwo to miało swoją cenę i to wcale nie małą – spłonęły nadrzewne domki, w których mieszkały dziewczyny. To zaś oznacza jedno: Smerfki muszą znaleźć nowe miejsce, w którym będą mogły zamieszkać i żyć. Tak oto zaczyna się ich wyprawa przez góry, lasy i bagna, w której towarzyszą im Smerfy. Po drodze czeka na nich mnóstwo niebezpieczeństw, a także rzeczy i stworzeń, o jakich istnieniu nie mieli pojęcia. Ale czy uda im się znaleźć krainę, która spełni ich oczekiwania?
Jak pisałem na wstępie, „Smerfy i wioska dziewczyn” to seria stworzona jako uzupełnienie filmu. Na początku była więc komiksem złożonych ze scen rozbudowujących poszczególne momenty kinowej produkcji i jako samodzielna lektura sprawdzał się średnio. Miał udane momenty, ba, wciąż pozostawał o wiele lepszy od beznadziejnego filmu o tym samym tytule, ale nie był dziełem samowystarczalnym. Potem zaczęło się to zmieniać i to, co miało swój początek, jako dodatek, zaczęło żyć własnym życiem. Na dodatek zżyciem, które w równym stopniu nadawało się, jako rzecz rozwijająca film, jak i klasyczne komiksy, z filmem mające bardzo niewiele wspólnego.
I taki jest właśnie najnowszy tom. Tom, który – w odróżnieniu od serii pisanej i rysowanej przez Peyo, jak i jej bezpośredniej kontynuacji tworzonej m.in. przez jego syna – stanowi bezpośredni ciąg dalszy poprzednika, a nie samodzielną lekturę (a zawsze albumy o Smerfach były właśnie niezależne), jest udany i mimo wszystko autonomiczny. Wszystkie najważniejsze rzeczy mamy tu powiedziane tak, by czytelnik, który w tym miejscu zacznie swoją przygodę z cyklem, nie czuł się zagubiony. A cała reszta pozostała taka, jak być powinna: mamy zatem akcję, przygody, humor, pewną dozę mądrości i niezaprzeczalny urok.
Szata graficzna zaś to połączenie starego z nowym. Stary jest tu design postaci i świata, typowa dla Peyo kreska i ogólny wygląd. Nowa jest kolorystyka, oferująca nieco bardziej złożone barwy czy nie stroniąca od pewnych komputerowych efektów. Nadal jednak ma to swój urok i klimat, a także wpada w oko. I to się ceni.
Owszem, nadal najlepsze pozostają klasyczne komiksy tworzone przez Peyo, ale i tak warto po „Smerfy i wioska dziewczyn” sięgnąć. Jeśli lubicie małe niebieskie skrzaty to lektura dla Was. Bo choć skierowana jest do najmłodszych, nie tylko oni będą bawić się dobrze.
|
autor recenzji:
wkp
05.03.2021, 07:20 |