NOC W WIELKIM MIEŚCIE
Historie urwane niczym film. Niedokończone – bo ktoś akurat wszedł komuś w słowo. Niedosłyszane, niedomówione. Historie z knajp, taksówek, ulic i skwerów. „Zaobserwowane” jednej tylko nocy. Będące mieszanką realności, snu i wizji. Historie kończące się z nadchodzącym świtem i uruchomieniem miejskich fontann. Zebrał je w jeden album Brecht Evens.
„Jest zabawa” to kronika porządnego wyjścia jakie zalicza Jona. Ma to być pożegnanie ze starymi śmieciami przed przenosinami do Brelina, gdzie czeka już jego ukochana – Camille. Wyjście z domu jest początkiem długiej drogi. Z szarości w kolorową noc i z powrotem w szarość dnia. W noc, która jest czasem sfazowanej – wspomaganej odpowiednimi środkami - podróży przez knajpy, wśród przypadkowo spotykanych osób. Między stolikami, barami i kiblami. Gdzie toczą się rozmowy, kłótnie, gdzie dochodzi do uniesień i upadków. Gdzie gada się o wszystkim. Wspomina „pływanie w Baishawanie, karaoke w Sankt Petersburgu, malarię w Rio i sraczkę w Hong Kongu”. Gdzie gada się o książkach, Brexicie, uchodźcach w szalupach, życiu, terapiach, seksie. O tych, z którymi się było.
To podróż przez miejsca zapamiętane z dzieciństwa, które teraz odwiedza się z dawno nie widzianym „kumplem” ze starych czasów. Kolesiem, który akurat jest przy kasie. To zresztą podróż nie tylko Jona, ale też Rodolphe oraz Vicky. Każde z nich zalicza mniejszą czy większą fazę. Łapie odlot, widzi a to proroka tańczącego na ciężarówce coca-coli, a to zombie, a to wypadająca z okna postać… Każde miesza rzeczywistość z odlotami po alkoholu wymieszanym ze środkami psychoaktywnymi. Słowem – każde łapie życie… Ich historie Evens prowadzi równolegle - jedynym łącznikiem jest przejazd taksówką. Jak w „Nocy na Ziemi”. Tylko tu jest tojedna i ta sama taksówka. Z kierowcą, który każdemu oferuje inną wersję opowieści o szkielecie pod wstecznym lusterkiem.
Tak, jak poszatkowana jest narracja komiksu, tak samo poszatkowana jest warstwa graficzna. Evens przyzwyczaił nas do eksperymentów już w swojej „Panterze”. W „Jest zabawa” każda scena to graficzny eksperyment. Całe rozkładówki zajmują np. knajpiane stoliki, z których do czytelnika dochodzą szczątki rozmów. Podróż taksówką między knajpami ilustruje rozkładówka szczelnie zapełniona jedynie ich nazwami. Wyjście z domu pokazuje ciąg mikroskopijnych obrazków składających się we wnętrza z bloku – jakbyśmy do poszczególnych pomieszczeń zaglądali przez okna. Do tego dochodzą oczywiście sfazowane sceny po zażyciu. Ożywające zwierzęta z fasad. Przejścia przez stany świadomości, zmiany, odrodzenia, przełamywanie barier i wyłamywanie krat. Bo przecież „plany to klatki” – lepiej więc poruszać się na spontanie.
„Jest zabawa” to prawdziwa bajka dla dorosłych. Ożywająca nocą, za dnia chowająca się w gęstej mgle. Zaczynająca się w naszej rzeczywistości, zahaczająca o nierealne. Nawet, jeśli to nierealne to tylko wizja po czymś nie do końca legalnym. Jak kolorowe pigułki, z którymi mogą kojarzyć się rozświetlające okładkę (a także plansze) światła grubej imprezy.
Swoisty Bosch w wielkim mieście pomieszany z kolorystyką godną Gauguina.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
10.01.2021, 23:17 |