PIEKŁO NA ZIEMI
Po ten tom „Doktora Strange’a” sięgnąłbym prędzej czy później, bo poprzednie trzy albumy były udane i sympatyczne. Wahałem się jednak czy w pierwszej kolejności nie rzucić się na inny komiks. Co mnie przekonało do wyboru tego tytułu? Przede wszystkim jego skład, a w szczególności zeszyty z serii „Ben Reilly: Scarlet Spider”, nadające się w sam raz do mojej pajęczej kolekcji. Ale dobrze, że sięgnąłem po ten komiks, bo nawet bez tego to kawał bardzo dobrej rozrywki supehero, gdzie nie brak elementów fantasy i horroru, która ma w sobie sporo z epickiego eventu.
W trakcie „Tajnego imperium” Las Vegas zostało zniszczone. Strange odwrócił to wydarzenie, jednocześnie przywracając do życia ofiary, które straciły wówczas życie, ale jednocześnie doprowadził do przybycia do naszego wymiaru Mephisto – władcę piekieł. Teraz Mapehisto, rządząc tutaj własnym piekielnym hotelem, upomina się o swoje, twierdząc że dusze zmarłych należały do niego. Strange trafia do tego dziwnego miejsca, by stoczyć walkę w grze, w której nie ma szans. A przynajmniej nie sam, skoro istnienie hotelu wpływa na ludzi wokoło, także bohaterów, zmieniając ich w iście piekielne kreatury. Nasz magik będzie więc potrzebował pomocy przyjaciół, problem w tym, że chyba żadni mu już nie zostali… A może jednak?
Solidny to komiks, oj solidny. Liczący niemal czterysta stron album zawiera w sobie bowiem nie tylko kolejne zeszyty doskonale znanej nam już serii, ale też i takie numery, jak „Doctor Strange: Damnation” #1–4, „Damnation: Johnny Blaze – Ghost Rider” #1, „Iron Fist” #78–80 i wspomniany już przez mnie „Ben Reilly: Scarlet Spider” #15- 17. Jak widać po takim składzie, to nie tylko kolejna typowa przygoda Doktora Dziwago, ale też i crossover o eventowych zapędach. Co prawda akcja nie jest tu tak epicka i rozległa, jak mogłoby się wydawać, ale na pewno gwarantuje dobrą rozrywkę.
Opowieść ta wyrosła na gruncie, jaki został po „Tajnym imperium” (nie dziwi więc udział scenarzysty odpowiedzialnego za tamto wydarzenie, Nicka Spencera) i jej trzonem jest miniseria „Damnation”. Reszta albumu to komplet dodatków do niej. A razem składają się na najdłuższą opowieść, jaką do „Doktora Strange’a” zrobił jego ówczesny scenarzysta, Donny Cates – najdłuższą, ale i ostatnią. I naprawdę udaną. Jest tu akcja, jest klimat, spora doza fantastyki i co najważniejsze wmieszanie w to innych bohaterów, nawet tak zdawałoby się nie pasujących do tego typu opowieści, jak Szkarłatny Pająk (fani „Spider-Mana” mają okazję zobaczyć jak poukładało mu się po „Spisku klonów”) czy Iron Fist. To oni wprowadzają wspominany eventowy posmak i sprawiają, że nawet ci, którzy za Strange’em nie przepadają, mogą znaleźć tu coś dla siebie.
Ale opowieści nie brak też pewnej dozy humoru i lekkości. Dzięki temu całość czyta się naprawdę dobrze i bez znudzenia. A całość wieńczy udana szata graficzna, wprowadzająca trochę mniej typowych rozwiązań i eksperymentów rysunkowych, odświeżających opowieść. Dobre, solidnej grubości wydanie staje się tu kropką nad i, a całość po prostu warta jest polecenia wszystkim miłośnikom superbohaterskich opowieści, które korzystają z elementów urban fantasy i horroru, pozostając jednocześnie rasowym superhero.
|
autor recenzji:
wkp
31.03.2021, 07:08 |