FADO. SAMO ŻYCIE
W Portugalii fado to świętość. Podobnie jak azulejo, wino i żółty tramwaj linii 28 przemierzający ulice Lizbony. Dlatego może zaskakiwać, że portugalski twórca komiksowy drwi sobie z muzyki będącej jednym ze znaków rozpoznawczych jego kraju.
Dobre fado boli. Boli wykonawcę, wszak opiera się na jego bólu, jego cierpieniu. Na jego wewnętrznych rozterkach i zewnętrznych doznaniach. Boleć ma też odbiorcę. Wciągać go we wspólne przeżywanie. Fado to pieśń ludu. Tak przynajmniej było kiedyś. Do momentu, kiedy Portugalię zaczęły nawiedzać tabuny turystów, a fado zaczęło oznaczać „zysk, chciwość i gnój”. To słowa wypowiadane przez jednego z bohaterów komiksu „Fado. Nocne historie”. Komiksu, który nie do końca traktuje o fado. Choć muzyka odgrywa w nim ważną rolę.
Właśnie w klubach, gdzie można posłuchać pieśni „fatum” (tak można tłumaczyć z portugalskiego nazwę gatunku) – w świątyniach muzyki - rozgrywa się akcja komiksu. Bohaterkami i bohaterami są kolejni wykonawcy wchodzący na scenę, ale już odchodzący z klubów wyzionąwszy ducha… Ktoś bowiem zabija gwiazdy, które próbują zająć miejsce nieżyjącej królowej – Amalii. Następnym w śmiertelnej kolejce zdaje się być Alfredo Cortiço – główny bohater, który zostaje wzięty za nowe, muzyczne objawienie Lizbony. Sam Alfredo skrywa jednak podwójną tożsamość. Wkręca się w świat muzyki, by rozwikłać sprawę morderstw. Bo to nie tylko śpiewak, ale i mundurowy w tajnej misji.
Fado w komiksie oznacza więc też morderstwa, intrygi, tajemnice, półświatek oraz zakulisowe rozgrywki między właścicielami poszczególnych świątyń fado. Komiks o fado z kolei oznacza wykpienie portugalskich wartości – przerysowanej wiary, utrzymywania silnych więzów rodzinnych. Oznacza też puszczenie oka do czytelnika, by – jeśli trafi do Portugalii – nie brał do końca na serio tego bólu, tego lęku płynącego ze smętnych pieśni.
Rui Pimentel drwi sobie z napuszenia swych rodaków, śmiertelnie traktujących muzykę duszy. Drwi kreując na planszach groteskową kreską z jarmarczną kolorystyką przerysowane postacie, z których ból aż się wylewa… Drwi też z wiary w fado. Czego dowodem efekt śledztwa dotyczącego poszukiwań zabójcy - oczywiście, że go nie zdradzę – prowadzonego przez Cortiço.
„Fado. Nocne historie” to lekka, śmieszna, trochę rubaszna historia z Lizbony rodem. To kolejna ciekawostka z Portugalii, której - za sprawą Timofa oraz tłumacza Jakuba Jankowskiego – komiksowa twarz coraz bardziej znana jest także nad Wisłą.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
25.04.2021, 20:58 |