BECHDEL. O SOBIE
Niech nikogo nie zmyli tekst z blurba: „Gwiazda komiksu i popkultury, Alison Bechdel przedstawia historię swojej sportowej fascynacji. Od dziwacznych kombinezonów w latach 60. XX wieku i amatorskich prób ujarzmiania dorastającego ciała po osobliwe egzystencjonalne spinningi.” To nie jest komiks o sporcie. To komiks, który stanowi dopełnienie dwóch poprzednich dzieł autorki: „Fun Home” (nasza recenzja) oraz „Jesteś moją matką?” (nasza recenzja).
To egzystencjonalny spinning. Rzucanie wędki, łapanie nowych doświadczeń, nowych doznań. Próbowanie ich. Wchodzenie w nowe sytuacje, nowe związki, nowe miejsca. A sport? Ma w tym wszystkim swoje miejsce, nie jest jednak najważniejszy. Stanowi ramę, w której Bechdel próbuje budować narrację. Pokazując swe sportowe dzieje, pokazuje siebie w kolejnych etapach życia, w kolejnych dekadach. Pokazując próby we wspinaczce, bieganiu, kolarstwie, narciarstwie biegowym czy karate przedstawia kawałek siebie. Oczywiście kotwicząc poszczególne sytuacje w czasie znanym już z komiksów o ojcu i matce. Bo tak, jak „Jesteś moją matką?” przeplatało się z „Fun Home”, tak i „Sekret nadludzkiej siły” wchodzi w interakcję z tamtymi dwoma tytułami.
Bechdel przecież na pierwszy rzut oka znów opowiada o tym samym. Zmieniając tylko punkt widzenia, zmieniając głównego bohatera. Ojciec na tyle wpłynął i na jej matkę, i na nią, że nie daje się go łatwo wyrzucić z głowy. Przecież to z nim wiążą się pierwsze próby sportowe, siłą rzeczy jest więc obecny w komiksie. I nawet kiedy nie ma go w kadrach w trakcie lektury będziemy przypominać sobie sceny z „Fun Home” czy „Jesteś moją matką?”. Będziemy dopowiadać zlepki do tego, co już o Bechdelach wiemy. Tak to sobie autorka-bohaterka sprytnie wymyśliła.
„Sekret nadludzkiej siły” podzielony jest na rozdziały dokumentujące kolejne dekady. Zaczyna się w latach 60. XX wieku. Kończy współcześnie. Każda dekada to też dodatkowy balast wieku Alison. Dostajemy więc dość skrótowy - bo rozłożony na około 230 stron - zapis jej sześciu dekad na ziemskim padole. To czas odkrywania siebie, własnej seksualności, przeprowadzek, kolejnych związków, wchodzenia w odmienne stany świadomości, medytowania, upijania się, pracy nad kolejnymi książkami, ale też śmierci ojca i później matki. To też rozmowy z samą sobą i obserwacje otaczającego Bechdel świata. Ze sportem w istotnej roli, ale nie wiem czy znów ważniejsze nie są jej fascynacje i migawki pokazujące na co zwracała uwagę – by wspomnieć choćby hippisów, AIDS, atak na WTC, kolejnych prezydentów USA i wreszcie pandemię COVID-19.
Wydawać by się mogło, że po dwóch komiksach, w których Bechdel odsłoniła skrywane fakty z życia rodziny, komiks o niej też będzie kolejnym mocnym uderzeniem. Tymczasem autorka uchyla drzwi swego domu, ale kontroluje to, co chce o sobie powiedzieć. A kiedy ma ochotę rzec "dość" zawsze może… Uderzyć w temat sportu.
Znajomości z twórczością Alison Bechdel lepiej nie zaczynać od tej pozycji. To suplement, dopełniacz dwóch poprzednich, ważnych dla autorki i czytelników tytułów. Dopełniacz, co nie oznacza, że rzecz zbędna. To naturalne uzupełnienie „Fun Home” i „Jesteś moja matką?”. Podane z odrobinę większym humorem, większym dystansem i w wersji kolorowej (w kolorystyce wspierała ją jej partnerka Holly). Jakby już po przetrawieniu wieści o ojcu i relacji z matką. A przynajmniej na luzie dobrze zagranym. Podskórnie czuć bowiem, że Alison ciągle ma jeszcze trochę trudnych rzeczy w głowie do poukładania.
Czyżby trzymała je na kolejny komiks, do którego „Sekret nadludzkiej siły” był pełną wprawką. Pewną nadludzką siłą, pewnym krokiem, od którego trzeba zacząć? Ciekawe.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
25.07.2021, 23:10 |