CIENIE I ICH „LUDZIE”
„Shadows House” to seria typowa dla jej autora, Somato. Seria, która – takie wrażenie miałem już po lekturze pierwszego tomu – zmierzająca do łatwego do przewidzenia punktu i mająca zaskoczyć nas zwrotami akcji, które też łatwo przewidzieć. Ale przede wszystkim to seria, która urzeka zarówno urokiem, lekkością, klimatem, jak i wyśmienitą szatą graficzną, która zawsze była najlepszym elementem praca Somato.
Witajcie w rezydencji, w której mieszkają ludzie o czarnych ciałach, nieposiadający własnych obliczy. Za twarze służą im swoiste żywe lalki. Ale chociaż nikt się tu nie zjawia, życie toczy się normalnym rytmem. Dotychczas jednak i Kate, i Emilico czas spędzały głównie w pomieszczeniach im przynależnych. Teraz nadchodzi czas wyjścia na nieco większą scenę…
Mangi Somato to horrory. Przynajmniej z założenia. Weźmy takie „Kuro” – mała dziewczynka, kot-bestia i tajemnicze istoty, przerażające i niebezpieczne, otaczające domostwo, w którym dziecko żyje samo. Albo „Shadow House” – tu śledzimy losy pewnych istot, które konstruują sobie swoje ludzkie odpowiedniki, bo same złożone są z czerni. Czerni, która osiada wszędzie, brudzi wszystko i zaciera ich indywidualne cechy wyglądu. Brzmi, jak typowa groza, prawda? A jednak, kiedy zaczniecie tylko czytać, przekonacie się, że wcale tak nie jest. A wręcz przeciwnie, co horrorowa estetyka i klimat panujący na stronach jedynie podkreśla.
Bo prawda o dziełach Somato jest taka, że mamy tu do czynienia… z uroczymi opowieściami o sympatycznych postaciach. Jest tu duża humoru, dużo ujmującej nieporadności, jest też pewna słodycz, a także coś, co w podobnych tytułach jest istotne – wydarzenia śledzimy z perspektywy postaci, która ma równie niewiele pojęcia o faktycznym stanie rzeczy i funkcjonowaniu świata, co my, dzięki czemu odkrywamy wszystko w sposób naturalny, lekki i przyjemny w odbiorze. Prosty? Tak, bo mangi Somato nie są skomplikowanymi tworami, ale bez dwóch zdań satysfakcjonujący, jako nastrojowa rozrywka bez większych wymagań od czytelnika.
Największą siłą serii – tak samo, jak to było w przypadku „Kuro” – pozostają ilustracje. Rysunki są dopracowane, realistyczne i pełne detali, a zarazem, jak na mangę przystało, cartoonowe, ekspresyjne i pełne wspomnianego już uroku. Kolorowe strony wypadają jeszcze lepiej, a całość, łącznie z wydaniem z przyjemnie złoconymi literakami, prezentuje się bardzo przyjemnie dla oka i na półce.
Reasumując, kolejna dobra manga dla miłośników uroku i grozy. Nieco wiktoriańska w swym klimacie, dostarcza dobrej zabawy miłośnikom takich opowieści, gdzie wszystko jest stopniowane, proste, ale sympatyczne. Nic więcej dodawać nie muszę.
|
autor recenzji:
wkp
14.08.2021, 06:34 |