KANKAN Z KONKĄ W CANNES
Wraz ze śmiercią w 1977 roku Rene Goscinnego zakończyła się pewna era we francuskim komiksie. Po odejściu z ziemskiego padołu scenarzysty jego serie kontynuowali rysownicy. I tak przygody Asterixa i Obelixa pisał i rysował samodzielnie Albert Uderzo. Lucky Luke'a - Morris. Z kolei za opisanie kolejnych szachrajstw wielkiego wezyra Iznoguda zabrał się Jean Tabary. Komiksy, do których scenariusze napisał Tabary zajmują połowę najnowszego, czwartego już tomu zbierającego po polsku wszystkie perypetie wezyra, który chce zostać kalifem w miejsce kalifa. To też najbardziej zróżnicowany album pod względem iznogudowych form.
Spod pióra Goscinnego wyszedł jeszcze otwierający zbiów album "Chcę być kalifem w miejsce kalifa". To dalej krótkie, kilkuplanszowe fabułki, w których Goscinny dwoi się i troi, by wykombinować - i wcielić je w życie rękoma Iznoguga oraz jego wiernego sługi Pali Bebeha - nowe patenty na pozbycie się sympatycznego i nawinego Haruna Arachida. Po to, by wielki wezyr - "wielki wezyr! 1,5 metra w papuciach!" - zasiadł w końcu w miejscu kalifa. Siłą rzeczy sposoby stają się coraz bardziej absurdalne. Jak np. sposób na ducha lustracji. Albo na ogłoszenie w "Życiu Bagdadu", na superwygodny piernat czy też na ożywione figury woskowe.
Goscinnego są też "Koszmary Iznoguda". To z kolei zbiór jednoplanszówek, w których autor stawia liczne pytania o przyszłość Iznoguda, gdyby nie był wezyrem (wielkim! 1,5 metra w papuciach) marzącym o byciu kalifem w miejsce kalifa. Ale gdyby np. był ministrem życzeń, sprzedawcą dywanów, biesiadnikiem, królem, dowódcą policji, ministrem opłat drogowych lub wczasowiczem. Czy byłby kimś innym, czy też nadal typem nie do zniesienia? To z kolei plansze, jakie autorzy tworzyli na potrzeby "Le Journal du dimanche". Przy pomocy swojego bohatera komentowali wiadomości. W sumie z opowieści tych powstały cztery albumy; my na razie dostaliśmy pierwszy z nich.
Później pałeczkę przejmuje Tabary. I już nie dostajemy Iznoduda, jakiego do tej pory znaliśmy. Goscinny w "Iznogudzie" w mistrzowski sposób, pełen humory i absurdalnych pomysłów kreował kilkuplanszówki. Tabary z kolei pisze i rysuje pełnometrażowe albumy. Z jedną, długą historią. Też pełną zwrotów akcji, niewiarygodnych zdarzeń i postaci. W "Dzieciństwie Iznoguda" wprowadza - oczywiście czarodziejskie - zawirowanie czasowe, wskutek którego obok siebie funkcjonują dorośli Iznogud, Pali Bebeh i Harun Arachid oraz te same postacie, z czasów dzieciństwa. W komiksie tym dowiadujemy się cóż sprawiło, że miły Izno stał się neiznoścnym Iznigudem. Wrescie "Iznogud i kobiety" to wariacja na temat arachidowego haremu. Tam też pojawia się kankan z konką w Cannes, który posłużył za tytuł dzisiejszego tekstu.
Właśnie przeskok na pełen metraż jest największą zmianą jaka dokonuje się w tym tomie. Tabary wychodzi z tego przeskoku z tarczą. Bohater (wielki! 1,5 metra w papuciach) dalej śmieszy, dalej szaleje i wariuje, by tylko zostać kalifem w miejsce kalifa. W przypadku śmieszenia kolejny raz dużą zasługę ma Marek Puszczewicz, który tłumacząc dośmiesza komiks wprowadzając do niego polskie smaczki. Wśród nich jest wywoływanie ducha przy dźwiękach "Powrócisz tu..." czy miś na miarę możliwości kalifa. Mistrzostwem aluzji jest tym razem nawiązanie do słynnej już miski ryżu. W Bagdadzie można za nią nabyć nieużytki.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
02.11.2021, 17:40 |