KOCI DETEKTYW - ZNOWU - NA TROPIE
Tym razem na dokończenie śledztwa będziemy musieli poczekać. Najnowszy tom serii "Blacksad" to bowiem dopiero pierwsza część dyptyku "Upadek".
Juan Diaz Canales (scenariusz) i Juanjo Guarnido (rysunki) najnowszy tom swej serii zaczynają nastrojowo, od Szekspira. W jednym z nowojorskich parków trwa pokaz "Burzy", na który trafiają Blacksad i jego kumpel, reporter Weekly. Trupa Iris Allen dostaje się jednak na celownik lokalnej policji. I jest to dopiero początek kłopotów. U Blacksada pojawia się szef Związku Pracowników Metra niejaki Kenneth Clarke. I mamy już dwa wątki - wątek sztuki i wątek robotniczy. Do tego Juan Diaz Canales dorzuca jeszcze przedstawicieli wyższych sfer związanych z władzą Nowego Jorku i już mamy dobrą płaszczyznę do tworzenia kryminalnej intrygi. Intrygi, w której ważną rolę spełnia również wizjonerstwo Solomona - budowniczego miasta nowoczesnego, które - jego zdaniem - powinno opierać się na drogach, mostach i tunelach samochodowych kosztem zróznoważonego rozwoju bazującego na komunikacji zbiorowej.
Stąd też rola, którą muszą zagrać związkowcy od metra. To bowiem metro dostaje jako pierwsze po głowie. Żeby zamknąć gębę szefowi związków do akcji wkracza bezlitosna i bezkompromisowa mafia łasic. By wejść w siatkę i rozgryźć poszczególne powiązania Blacksad musi zrzucić swój elegancki garnitur, wbić się w łachamy i wsiąknąć w strukturę ekip pracujących pod ziemią. W świat słynnych "kretów". Dosłownie i w przenośni. Głownym pytaniem, jakie pojawia się w głowie czytelnika jest to, jaką rolę odgrywają tak naprawdę aktorzy? Czy rzeczywiście grają wyłącznie Szekspira, czy też wplątani są w jakąś bardziej skomplikowaną intrygę? I jaką rolę tak naprawdę w tym wszystkim odgrywa Iris Allen? I dlaczego Weekly jest niewygodny? Na razie odpowiedzi na te pytania nie poznajemy. Najnowszy "Blacksad" dopiero bowiem otwiera intrygę. Dopiero wprowadza czytelnika w środek akcji. Ciąg dalszy zaś nastąpi...
To istotna zmiana, do tej pory bowiem poszczególne albumy stanowiły zamknięte całości. Nie zmienia się za to druga z warstw komiksu - grafika. Juanjo Guarnido dalej wypełnia plenery zoomorficznymi postaciami - pięknymi "kobietami", odrażającymi "zakapiorami", nadętymi "elitami" i styranymi pracą "robotnikami". Ubierając bohaterów w odpowiednie maski uzewnętrznia ich cechy, pokazując naiwność, zdecydowanie, ale i wkurzenie. Tak jest w "Blacksadzie" od początku i za to czytelnicy pokochali tę serię.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
29.11.2021, 12:54 |