Bronisław Furmańczyk z wydawnictwa Elemental ma dar do wyszukiwania i publikowania w naszym pięknym kraju znakomitych europejskich komiksowych pozycji. A właśnie takim tytułem jest „Zdziczenie”. „Zdziczenie” to nowy, ale nie najnowszy komiks małżeńskiego duetu Valérie Mangin versus Denis Bajram. Od razu na marginesie. Najnowszym ich dziełem, jest uwaga – wydanym w tym miesiącu – dwunasty tom z serii Alix Senator.
Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku! Jupi! Jupi! Jupi! Tym bardziej możemy się spodziewać, iż także tą odsłonę przygód starego Alixa zobaczymy w polskiej wersji od wydawnictwa Elemental.
Trzymam także, bardzo mocno kciuki, aby po skończeniu Jeremiaha Elemental wydał klasycznego Alixa. Tam, w najnowszych tomach tego klasycznego Alixa króluje pewna scenarzystka? Kto? Króluje tam Valérie Mangin. Seria ta właśnie dzięki jej inwencji, profesjonalizmowi i przygotowaniu historycznemu zyskała drugą młodość. Koniec dygresji.
Komiksowe „Zdziczenie” powstało do scenariusza Valérie Mangin i Denisa Bajrama, zaś oprawę graficzną wykonał Thibauda De Rochebrune. Dodam. Cała ta autorska trójka, zna się dobrze od lat. Denis Bajram poznał Thibauda De Rochebrune, już w czasach młodości, gdy tworzyli obok siebie komiksowe ziny (dla francuskiej sceny zinowej) , ale także współpracowali ze sobą, w czasie ich pracy dla wydawnictwa Soleil Productions.
Można śmiało tu rzec, a tym bardziej napisać, iż Thibauda De Rochebrune w swoich pracach, (wykonanych w większości w programach komputerowych), wzorował się na pracy, a nawet systemie nakładania kolorów, na mistrzu Denisie Bajramie. Ba! Ten styl Bajramowski jest widoczny w niniejszym tytule.
„Zdziczenie” jest tak zwanym „one shotem”. Tak, ale? Denis Bajram niejednokrotnie wspominał na festiwalach, w wywiadach i pisał na swojej stronie (Bajram.com), iż chciałby, aby jego sztandarowe dzieło UW1 i UW2 miało kolejne rozdziały, kontynuacje od innych autorów, spin-offy i ciekawe komiksowe nawiązania w innych i pozornie nie łączących się kolorowych zeszytach.
Nie bez kozery dodam, iż właśnie takim tytułem jest „Inhumain” vel „Odczłowieczenie”, czyli „Zdziczenie”. To klasyczny SF w klimatach i w anturażu znanej z serii UW. Ba! Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku! Za kilka lat wspomnisz moje słowa, gdy „Zdziczenie” stanie się pełnoprawnym elementem świata UW. Denis Bajram to komiksowy strateg, niczym mistrz Andreas snuje w swoich historiach i pięknych obrazach, niezapomniane niuanse scenariuszowe i graficzne. Właśnie z tego powodu, piszący te słowa, tak uwielbia takowych wyrafinowanych artystów.
Jak już wspomniałem, „Zdziczenie” jest takim starym i jarym klasycznym SF z odrobinką tego czegoś nieznanego, nienazwanego, obcego. To komiks w stylu mistrza Lema i pradziadka Verne, wymieszanego z nutką, braci Strugacckich, zaś stricte filmowo, w zawartości fabuły i klimatem, przypomina filmy „Pandorum”, „The Dark Side of the Moon”.
Komiksowa opowieść rozpoczyna się od wielkiej kosmicznej katastrofy. Statek kosmiczny z nieznanych powodów i przyczyn stracił silniki i rozbił się na nieznanej wodnej planecie! Z całej siły zapierdzielił vel uderzył w taflę oceanicznej planety i zanurzył się w ogromnej głębinie. Pani kapitan statku wydała komendę natychmiastowej ewakuacji. Jedyna na statku - kobieta android - zaczęła torować drogę uciekającej zalodzę. Niestety głębokość i ciśnienie wody zrobiło swoje, a wypłyniecie w ciężkich kosmicznych skafandrach stało się niemożliwe. W ostatnim momencie, tuż przed wybuchem wraku, pomocne macki podały zalodzę - początkowo obserwujące całą sytuacje - „dziwne ośmiornice”. Nie wszyscy załoganci przeżyli owo dramatyczne wynurzenie, a jeszcze po wyjściu na jedyny w okolicy ląd, odnaleźli nagusieńkich ludzi. Zachowujących się bardzo dziwnie i będących w jakimś otumanieniu, a do tego w każdy dzień wykonujących tą samą pracę. Nie dość tego mieszkańcy owi, ba na pozór przychylni, byli gotowi do zjedzenia zwłok martwego kosmonauty, a nie dość tego kilku z załogantów zapadło na tą samą otumaniającą nieznaną chorobę.
Specyficzne otępienie demencja, do tego bezsensowna praca na rzecz nieznanego boga, ludożerstwo, to charakteryzowało tutejszych „lokalsów”. Kosmiczna załoga była szkolona na takie dziwne sytuacje, ba - byli przecież wysłani z Ziemi z misją poszukiwania życia w kosmosie i miejsc nadających się do zasiedlenie. Tymczasem ta wodna planeta, z jedną, dosłownie jedną wyspą na jej środku i przecież zamieszkującymi ją chorymi ludźmi, stała się dla nich wielką tajemnicą i pułapką.
Jak z niej uciec? Czy Pani kapitan uratuje swoich ludzi? Kim są tajemniczy bezrozumni i nadzy ludzie? Skąd się tu wzięli? Na co chorują? Owe pytania i kryjące się za nimi odpowiedzi, otworzą przysłowiową puszkę Pandory i będą przysłowiowym czubkiem góry lodowej. Oj, dzieje się w tej historii. Jednakże, aby nie psuć Ci dobrej zabawy, to dalszego zarysu fabuły nie zdradzę! Naprawdę, dzieje się w tej opowieści bardzo wiele. Trzyma w napięciu i w skupieniu, od samego początku, do samego jej końca. Obraz świata jest zróżnicowany i pokazany oczami otoczonych i szukających wyjścia kosmicznych rozbitków. Niczym detektywi muszą odkryć multum tajemnic. Ich oczami widzimy wszystko. Na pierwszy plan wysuwa się charyzmatyczna pani kapitan statku i android. Oni są na pierwszym planie, ale bohaterami są wszyscy. To tak zwany bohater zbiorowy.
Czytasz to wszystko, te przygody i jesteś w swoistym lekturowym transie. Fabuła wciąga, jest nawet szkatułkowa, jest mądra i bardzo życiowa, ba psychologicznie idealnie akcentowana i wielowymiarowa. Nawiązuje do psychologii, do antropologii, do historii znanego nam świata, do duchowości. W tym miszmaszu jest pomysł i znakomite wykonanie! Czytasz i z każdą stroną myślisz sobie – dobre, ciekawe. Wołasz do bliskiej osoby, proszę nie przeszkadzaj, jak skończę czytać „Zdziczenie”, to na pewno wyniosę śmieci. Tak ten komiks wciąga! Do tego graficznie jest bardzo dobrze, czuć tu klimat wspominanego Bajramowego Universal War.
A na sam koniec, muszę jeszcze wspomnieć, iż pod względem edytorskim wszystko jest w najlepszym porządku! Ba, tłumaczenie z francuskiego zrobił znający się na rzeczy weteran Jakub Syty, a DTP ultra weteran Arkadiusz Salomoński. Elemental spisał się na medal! Tu nie ma nic więcej do dodania, chyba tylko – musisz „Zdziczenie” mieć w swojej biblioteczce. Oraz dodać?
Zdecydowanie polecam!
|
autor recenzji:
dariusz cybulski
09.12.2021, 21:59 |
ROZBITKOWIE BAJRAMA
Denis Bajram - autor „Universal War” - wraca z nową opowieścią. To „Zdziczenie” z jego scenariuszem. Komiks, który równie dobrze mógłby wyjść spod ręki... Leo.
„Zdziczenie” to jeszcze jedna historia o kolonizacji obcej planety. Ellis, Malika, Tafsir i Hiroshi to kosmiczni rozbitkowie z ekipy pani kapitan. Ląd, na który trafiają, początkowo wydaje się być całkiem znośnym miejscem. „Teraz trzeba jeść”, „Teraz trzeba spać” - słyszą od autochtonów, który przypominają ich samych. To żaden przypadek. Okazuje się, że to potomkowie ekipy dawnej ekspedycji wysłanej w kosmos na pokładzie arki kolonizacyjnej. Że ich przodkowie to również rozbitkowie.
Raj szybko jednak zamienia się w piekło. Z każdą kolejną planszą Bajram odkrywa mroczne tajemnice. Morderstwa, kanibalizm, kolejne płaszczyzny świata zamieszkałe przez następne społeczności. Od ludu wody, przez lud ziemi i lud powietrza po lud ognia. Każdy z nich to niejako inny żywioł odpowiedzialny za odrębny element wszechświata zarządzanego przez bliżej nieokreśloną istotę. Przez swego rodzaju boga wydającego rozkazy poddanym, zachowującym się jak pierwotne ludy zamieszkujące nasz glob. Jak ludy powtarzające od pokoleń rytuały, bez szans wyrwania się poza schemat.
Brnięcie w ten świat sprawia, że z każdym kolejnym etapem ekipa uszczupla się o jedną osobę. Na koniec zostają jedynie Ellis i Malika. Robot i człowiek. Dwie istoty myślące, które próbują ocalić ów świat. Denis Bajram - wspierany przez Valerie Mangin - spróbowali pogodzić dwie strony tak, by zarówno utrzymujący kontrolę nad planetą telepaci jak i niedobitki z ekipy mogli zrealizować swoje plany na przyszłość.
Graficznie „Zdziczenie” rozgrywa się na ciemnych, mrocznych i zakomponowanych z rozmachem planszach autorstwa Thibauda de Rochebrune. W dusznych przestrzeniach arki kolonizacyjnej, które przypominają korytarze z kolejnych filmów serii „Obcy”. W prymitywnych osadach, które wyglądają jak wioski afrykańskich społeczności plemiennych. W pozornym, wypełnionym zielenią i życiodajną wodą raju.
I właśnie pod względem fabuły i budowy przestrzeni, w której rozgrywa się akcja „Zdziczenie” przypomina komiksy Leo – że wspomnę jego serie „Aldebaran”, „Betelgeza” czy „Centaurus”. Z tą różnicą, że komiks Bajrama jest znacznie mroczniejszy. To więc taki Leo dla odbiorcy poszukującego bardziej „krwistego” komiksu science fiction. Bez ambicji bycia komiksem genialnym, ale i bez wtop. Mówiąc krótko - fantastyczny średniak do przeczytania.
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
01.10.2021, 21:18 |