SCENY Z ŻYCIA LIZBONY
Komiks historyczny wcale nie musi być - jak to niestety często w Polsce bywa – produktem sztampowym. Jak może wyglądać? Sprawdźcie sięgając po "Historię Lizbony". Choć to komiks hermetyczny.
Dzieje Lizbony to – jak w przypadku wielu miast – przeplatające się wzloty i upadki. Najważniejsze z nich zostały przeobrażone w krótkie, kilkuplanszowe migawki. Powstały na bazie materiałów António Henrique de Oliveiry Marquesa (1933-2007), autora m.in. „Historii Portugalii”. Zaczynają się do czasów rzymskich. Kończą na Rewolucji Goździków. Po drodze zahaczając m.in. o panowanie arabskie, wyprawy tzw. poszukiwaczy przygód na Maderę i Kanary, konkwistę chrześcijańską, czas wielkich odkryć, zerwanie Unii Iberyjskiej, odbudowę po trzęsieniu ziemi w połowie XVIII wieku czy ustanowienie republiki. Przekrojowe pokazanie historii miasta jest oczywiście okazją do przestawienia społeczeństwa, władców, strojów obowiązujących w poszczególnych epokach, etapów rozbudowy miasta, perełek architektury czy dokonań techniki.
Graficznie Filipe Abranches zróżnicował poszczególne rozdziały, poszczególne migawki z życia Lizbony pod względem graficznym. Najstarsze dzieje przypominają sceny z antycznej ceramiki. Konkwista chrześcijańska zilustrowana jest na średniowieczną modłę. Mamy też plansze wyglądające jak freski. Dostajemy trochę „drzeworytów”. Mamy ekspresyjne, dynamiczne sceny gdy na horyzoncie pojawia się zaraza bądź nadciąga kolejna rewolucja. Są sceny dworskie, są też grafiki przywołujące na myśl portugalskie azulejos. Abranches stosuje też ciekawy zabieg ostrego, mocno narysowanego pierwszego planu, na którym występują postacie z rozmytym architektonicznym tłem.
Jest tylko jedno ale. „Historia Lizbony” pod względem fabuły wymaga pewnej dawki wiedzy na temat dziejów półwyspu Iberyjskiego i Portugalii. Wprawdzie poszczególne sceny na końcu albumu wyjaśniają kruki z lizbońskiego herbu, ale to pozwala jedynie liznąć tematu. Dlatego też album najwięcej frajdy sprawi miłośnikom Portugalii. Miłośnicy komiksu powinni z kolei zwrócić na album uwagę ze względu na dokonania Abranchesa. Potraktować „Historię Lizbony” jako swego rodzaju artbook. Choć kto wie – może będzie on początkiem większej przygody z portugalską stolicą?
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
25.09.2021, 20:29 |