SZAŁ SHINRY
„Fire Force” dociera do setnego rozdziału, a to jak zawsze okazja do świętowania. Czy czeka nas dzięki temu coś niezwykłego dziejącego się na łamach tego tomu? Nie powiedziałbym, bo całość trzyma poziom, do jakiego seria nas przyzwyczaiła, ale choćby pod względem ilustracji jest lepiej, niż do tej pory, a całość dostarcza porcję dobrej zabawy dla miłośników shounenów.
Shinra szaleje! Dosłownie. Pojawienie się tajemniczej kobiet sprawia, że nasz bohater wpada w prawdziwy, niepohamowany szał. Co można zrobić w takiej sytuacji? Zaradzić temu stara się Arthur, który staje do walki, ale czy to dobre rozwiązanie?
Tymczasem coraz więcej faktów na temat celu Ewangelisty wychodzi na światło dzienne. Ale to wcale nie koniec, bo gdy pojawia się nowy posiadacz Adolla Burst, nadchodzi kolejna walka! Jednym zdaniem: znów będzie się działo!
„Fire Force” to seria, która od samego początku bazowała na tym, co w shounenach znane i lubiane. Inspiracji twórcy nie będę już przypominał w tym miejscu, dokładnie opisałem to nieraz przy okazji omawiania poprzednich tomów, ale warto pamiętać o tym fakcie. Podobno jednak lubimy to, co już znamy, a cykl ten dobrze to wykorzystuje. Ma też swoje charakterystyczne elementy, takie jak chociażby bohaterka, która wiecznie ulega wypadkom prowadzącym do roznegliżowania jej, a także szatę graficzną, która czerpiąc pełnymi garściami z prac innych artystów, miała w sobie coś własnego, nawet jeśli była to pewna niechlujność i niewprawność. Ale to już niemal zniknęło.
Ewolucja rysunków w serii widoczna jest od samego początku, a tom ten jest najlepszy pod tym względem. Autor dołożył starań, by dopracować swoją kreskę, a także by zaserwować nam jak najwięcej widowiskowych, zapadających w pamięć scen, na które miło się patrzy. Zresztą wymaga tego akcja, która jak zawsze jest szybka, dynamiczna i przyjemna w odbiorze. To tylko shounenowe, typowo bitewniakowe starcie, ale udane, niepozostawiające miejsca na nudę, a czasem oferujące nam sporo zabawnych scen.
Jest tu także zagadka, są prosto, ale wyraziście nakreślone postacie, a także klimat. Większość stron w „Fire Force” jest zapełniona nie tylko prostymi ilustracjami, ale też i nie szafuje nadmiarem czerni. W tym tomie więcej jest jednak mrocznych scen, gdzie autor bawi się światłem i czernią, dzięki czemu manga staje się bardziej nastrojowa, miła dla oka i zachęcająca do lektury. Poza tym, choć to już dwunasty tomik, zabawa nie traci na jakości, a momentami staje się więc coraz lepsza, więc każdy miłośnik gatunku będzie zadowolony. I niech to stwierdzenie stanie się kropką nad „i” niniejszej recenzji.
|
autor recenzji:
wkp
26.10.2021, 06:30 |