MY HERO… DEATH?
Trzydziesty pierwszy tom „My Hero Academia” zawitał na polski rynek. I muszę powiedzieć, że po ostatnich akcjach i szalonym tempie była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie mangowych premier stycznia. I nie zawiodła moich oczekiwań, zapewniając kolejną porcję świetnej zabawy.
Po walce, jaką stoczyli herosi, Shigarakiemu udaje się uciec. To jednak nie koniec problemów naszych bohaterów. Sytuacja nadal jest ciężka, trzeba zająć się sprzątaniem całego bałaganu, a na dodatek herosi się w ciężkim stanie. I nie wszyscy wrócą żywi do domu…
Chociaż „My Hero Academia” to seria doskonale oddająca wszystkie gatunkowe wymogi shounena, do tej pory brakowało właściwie jednej rzeczy: co uświadomiłem sobie dopiero niedawno. Czego? Uśmiercania ważnych postaci. W „Dragon Ballu”, shounenie nad shuonenami, ktoś ważny ginął co chwila, sam główny bohater też nieraz schodził z tego łez padołu. Tam co prawda mogli ożyć w każdej chwili, ale przecież każda wzorcowa seria gatunkowa uśmiercała takie postacie, nawet jeśli wrócić nie mogły – „Naruto”, „Akame ga Kill”… Ale teraz i „My Hero” wkroczyło na podobny grunt i trzeba to temu tomikowi zaliczyć jak najbardziej in plus.
Cała reszta tomu to, jak zawsze, rozrywka udana i wciągająca. Czasem przegadana, ale sympatyczna, pełna uroku, wciągająca i wypełniona akcją, która nie pozwala się nudzić. Kohoei Horikoshi bierze tu wszystko to, co sam uwielbia nie tylko w shounenach zresztą, ale też i komiksach superbohaterkich, przepuszcza przez filtr własnej wrażliwości artystycznej i ostatecznie serwuje w naprawdę świetnej otoczce. A ta otoczka jest jakże przy tym nastrojowa, klimatyczna i urzekająca właściwie od pierwszego spojrzenia na nią.
Bo „My Hero Academia” to może i typowy shounen, ale graficznie dystansuje od siebie niejeden konkurencyjny tytuł. Rysunki są dopracowane, szczegółowe, pełne detali i dbałości o nie. Auotr, wraz z asystentami oczywiście, serwuje nam tu grafiki, które są i dynamiczne, i genialnie oddane. Jest w tym prostota, nie da się temu zaprzeczyć, ale i ona ma w sobie sporo realizmu, klimatu i mistrzowskiego oddania wszystkiego, co oddane być powinno.
Dlatego, jak zawsze zresztą, polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny tomik. Tak samo, jak i na kolejne tomiki „Vigliante”, serii pobocznej ze świata „My Hero Academii”, następne light novele z cyklu oraz zbliżający się wielkimi krokami trzeci film kinowy. Bo zabawa jest świetna i mimo, że to już ponad trzydzieści dwustustronicowych tomów, nie licząc dodatków oczywiście, nic nie traci ze swej jakości i zabawy, jaką oferuje.
|
autor recenzji:
wkp
18.01.2022, 06:18 |