JAK TITEUF
Kiedy lata temu przeczytałem pierwsze przygody Titeufa drukowane na polskim rynku najpierw w magazynie „Świat Komiksu”, a potem w wydaniach albumowych, byłem zaskoczony. Oczywiście jak najbardziej pozytywnie. Te historie były takie niegrzeczne, takie pomysłowe, czasem niesmaczne, a jednocześnie urocze. Od tamtej pory trafiałem na wiele podobnych, ale jednak nie takich serii, a teraz dołączyły do nich „Diabełki”, chyba najbardziej titeufowa seria, jaką czytałem. I po prostu kawał bardzo dobrego komiksu komediowego dla całej rodziny.
Nina i Tomek to rodzeństwo. Psotne rodzeństwo. Rodzeństwo rozrabiające. No po prostu małe diabełki, diabły niemal, z którymi ciężko jest wytrzymać. Psocą co chwila, co chwila w coś się pakują, do tego celem ich „zabaw” są nie tylko inni, ale i oni sami nawzajem. To właściwie swoi najwięksi wrogowie. Jak więc przetrwać w ich towarzystwie?
Dzieci nie są grzeczne. Bywają, ale nie są i wie o tym każdy, kto miał z nimi do czynienia. Nie chcę się nad tym zbytnio rozwodzić, bo to nie miejsce na to, wszystko jednak prowadzi do jednego – dzieci nie lubią także przesadnie ugrzecznionych historii, a dobrzy autorzy o tym wiedzą. Dlatego też jest tyle serii z niegrzecznymi bohaterami: w literaturze mamy np. „Mikołajka” czy „Dziennik Cwaniaczka”, w mangach znajdziemy „Yotsubę!&” i „Dr. Slumpa”, a w komiksach europejskich oprócz wspomnianego „Titeufa” m.in. „Kida Paddle”, „Ariola” czy „Sisters”. A „Diabełki” to znakomita kontynuacja tego trendu.
Co tu jest znakomitego? Podstawą całości jest humor. Jednostronicowe humorystyczne komiksy, które mają za zadanie zarówno rozśmieszyć nas, jak i jednocześnie pokazać coś, wytknąć czy obśmiać w satyryczny sposób. I dokładnie to robią. Fabuła skupia się na dziecięcych perypetiach – perypetiach codziennych, ukazujących w krzywym zwierciadle sytuacje, które pewnie znacie z domu. A są to perypetie niegrzeczne, pełne psot i rozrabiania, z humorem czasem może i niewyszukanym, ale wciąż odpowiednim dla dzieci.
Jeśli chodzi o szatę graficzną, to właśnie na tym polu „Diabełki” najmocniej przypominają „Titeufa”. Podobna kreska, podobna mimika, podobna ekspresja. Rysunki są proste, nawet bardzo, kolorowe, ale jest w nich coś, co ujmuje. Jak i ujmuje ogół tego, co prezentuje nam tutaj twórca, który jednocześnie nie zapomina, że całość powinna mieć też wymiar dydaktyczny. I to najlepiej taki, podany z nonszalancją, ale bez nachalności.
Ja ze swej strony polecam, bo „Diabełki” są tego warte. Kolejna dobra europejska seria na polskim rynku. Sporo ich już mamy, to prawda, ale tytuły takie, jak ten, chce się poznawać.
|
autor recenzji:
wkp
22.03.2022, 06:36 |