NA CO STAĆ FIBI I MARIGOLD
Kolejny tom „Fibi i jednorożca” pojawił się na polskim rynku i, jak to z tą serią bywa, jest nieźle. Co to znaczy? Że bywa śmiesznie i zabawnie, choć najczęściej umiarkowanie, bywa też z pazurem, chociaż mogłoby go być więcej, a całość bardziej skierowana jest do dzieci, niż dla dorosłych. Ale, chociaż nie wykorzystuje potencjału, jaki drzemie w komiksach prasowych, pozostaje całkiem przyzwoitą rozrywką dla młodych czytelników.
Fibi to mała dziewczynka, której w życiu, jak to w życiu, raz się wiedzie, a raz nie. Jej najlepszą przyjaciółką jest jednorożec Marigold, który ma tendencję do zakochiwania się w sobie, ale zdarza jej się wykazać nawet… naukowym zacięciem! No prawie…
I te właśnie zdolności naukowe dają o sobie znać pod postacią pracy o wyższości migotania nad połyskiem. Wracając jednak do obu naszych bohaterek, czeka je przyjęcie halloweenowe i… Tak, pora by pokazały w szkole na co je stać!
Komiks prasowy to potęga. Nie wierzycie? To spójrzcie tylko na chociażby „Garfielda”, „Fistaszki”, Mafaldę” albo „Calvina i Hobbesa”. Każdy pasek bawi, autentycznie śmieszy, zaskakuje, ale co najważniejsze, niesie ze sobą coś zdecydowanie więcej: satyrę, ponadczasową prawdę, komentarz społeczny, filozoficzną zadumę… Dzięki temu niesie świetną, mądrą i ponadczasową rozrywkę każdemu czytelnikowi, niezależnie od wieku czy gustu nawet. W „Fibi” takie elementy się zdarzają, ale sporadycznie. Większość tomików czyta się co najwyżej z lekkim uśmiechem, bywa, że i bez niego, głębia pojawia się, ale bardzo rzadko, a wszystko to skoncentrowane jest na nieskomplikowanie rozrywce. Dla dzieci to żaden minus, ale warto by odrosli pamiętali o tym, sięgając po komiks z nadzieją na drugiego „Garfielda” czy „Fistaszki”.
„Fibi i jednorożec” to seria, skrótowo rzecz ujmując, po prostu lekka, prosta i niewymagająca. Dość naiwna przy tym. P o prostu krótkie perypetie z życia bohaterki i jednorożca (nawet jako dziecko nie byłem fanem tych „istot” i tym bardziej nie jestem teraz), które pochłania się szybko. Plusem całości jest przede wszystkim to, że nie nudzi. Krótkie historyjki, niezależne, choć i łączące się w całość, potrafią czasem rozśmieszyć, czasem zawierają w sobie nieco życiowej prawdy, czasem coś znajomego czy sympatycznego.
Poza tym rzecz jest nieźle narysowana. Czemu tylko nieźle? Bo do mistrzostwa Daviesa czy Schultza nie można tego nawet porównać, ale dzieciom się spodoba, szczególnie, że całość jest dość mocno kolorowa. I tak najkrócej można całość podsumować. To seria dla dzieci, z niewykorzystanym potencjałem na opowieść wnoszącą się ponad takie ograniczenia, ale jako rzecz dla najmłodszych, mająca swój urok, podlany nutą prostego dydaktyzmu w temacie przyjaźni. Dorośli niestety niewiele znajdą tu dla siebie, ale ich pociechy mogą bawić się nieźle. A może nawet i naprawdę dobrze.
|
autor recenzji:
wkp
01.07.2022, 05:53 |