NIBY MŁODY. A CIĄGLE W TARAPATACH
Dwa dyptyki dostajemy w czwartym tomie z przygodami młodego Blueberry’ego. Poziom trzymają, ale czy wnoszą coś nowego do serii?
Pierwszy z dyptyków tworzą albumy „Rzeźnik z Cincinnati” oraz „Syrena z Veracruz”. To historia, w której Mike Blueberry rusza śladami Richarda Jordana Gatlinga. Porwanego przez południe wynalazcy nowej, śmiercionośnej broni – karabinu maszynowego - na której zależy i jednej, i drugiej stronie wojny secesyjnej… Po drugiej stronie pojawia się – jak to ładnie wyraża się o nim któryś z „aktorów” - „piekielna, zakazana gęba z bielmem na oku”. Ale nie tylko. Jest też piękna „chicquita”. Jest prorok i kilku Francuzów, którzy w tym samym czasie pojawiają się w Ameryce Północnej. I choć wiadomo, że Blueberry wyjdzie z opresji cało, czyta się to – i ogląda – znów dobrze.
Drugi dyptyk tworzą „Śmierć dla stu dolarów” oraz „Szlak łez”. W nim z kolei przypomniana jest potyczka nad rzeką Clumberland na północnej granicy Tennesee. Blueberry znów wędruje, pakując się w tarapaty – a przy okazji odwiedzając… okolice wodospadu Niagara. W historię wplecieni są też Indianie, prezydent Lincoln oraz ekipa biura Allana Pinkertona (są też w „Rzeźniku…” oraz „Syrenie…”). Wreszcie pojawia się nazwisko Rothschidl – jak bank – za którym stoi wsparcie walczących ze sobą stron.
Najnowszy tom - w całości narysował go znany już nam Michel Blanc-Dumont - dalej trzyma poziom. Fabularnie nie przynosi jednak żadnych przełomowych zdarzeń, jakie wpływałyby na Blueberry’ego w zasadniczej serii Jeana-Michela Charliera i Jeana Girauda. Co nie zmienia faktu, że François Corteggiani bezbłędnie kreuje kolejne - a chronologicznie wcześniejsze – przygody naszego Unionisty, zapewniając czytelnikowi możliwość styczności z dobrą, westernową serią, której przecież nie pociągną już ani Charlier, ani Giraud. Tym samym „Młodość Blueberry’ego”, którą zaczęli realizować jeszcze ojcowie bohatera okazała się być skutecznym narzędziem, by westernowa legenda żyła dalej. I żyje. Jako westernowe czytadło.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
13.11.2022, 22:26 |