CIOS WIBRUJĄCEJ RĘKI NADAL RZĄDZI
To jest tak złe, że aż dobre. „Noc sprawiedliwych pięści” to jeden z tych komiksów, które stały się kultowymi. Bynajmniej nie z powodu doskonałych rysunków czy scenariusza.
Kultowym okazał się być … CIOS WIBRUJĄCEJ RĘKI*. Jeden z kuriozalnych motywów wymyślonych przez Andrzeja Nowakowskiego (szerzej znany jako rysownik wydawanych pod koniec lat 80. XX wieku „kwadratowych” serii „Doman” oraz „Dwa miecze”). W tym komiksie absurd goni absurd. Całość – przepraszam za określenie - jest tak głupia, że aż śmieszna. No bo skąd nagle w klasztorze na wysepce No-Kami znajduje się młodzieniec o słowiańskich korzeniach, który chce zgłębić tajniki kung-fu?
Skąd w ogóle zainteresowanie Dalekim Wschodem w polskim komiksie? Ano stąd, że na PRL-owskim rynku popkultury zaczęły pojawiać się filmy z Brucem Lee. I „Noc sprawiedliwych pięści” była próbą wykorzystania tejże popularności wytworami, w których objawiały się Daleki Wschód i sztuki walki.
Tylko, że perypetie Stana No-Wanga są – porównując do rzeczonych filmów – jak kwiatek przy kożuchu. Są szeregiem kuriozalnych sytuacji, w których agent specjalny Federacji Narodów ma przeniknąć do niewielkiego quasi państewka w Amazonii, które chce wypłynąć na szersze, międzynarodowe wody. Tam nasz Stan ma zdobyć papiery potwierdzające nielegalną działalność rządzących Megapolis. Ale nie to w komiksie jest najważniejsze. Bardziej istotne są ciosy, patenty i sposoby walki, jakich podejmuje się ten, którego pięści są sprawiedliwe.
Nowakowski w czasie, gdy tworzył „Noc sprawiedliwych pieści” nie był biegłym ilustratorem. Komiks to przykład rysunkowego grafomaństwa. Mimo tego przetrwał w pamięci mojego pokolenia (roczniki 70-te) jako coś wyróżniającego się. Po latach jest jak wyrób czekoladopodobny. Ale jednocześnie tak ważny, że my – stare pryki – sięgamy po „Noc…” z łezką w oku. Przypominając sobie kultowe sceny, kultowe walki i kultowe patenty, jakie wprowadził do polskiego komiksu Andrzej Nowakowski.
Dlatego chwała Ongrysowi za przypomnienie tego tytułu. Tytułu, który dowodzi, że Polacy nie gęsi i swego Bruce’a Lee mają :)
Andrzej Kłopotowski
* Cios wibrującej ręki – tzw. dom-mok. Niewyczuwalne dla ofiary uderzenie powodujące śmierć po upływie określonego czasu.
autor recenzji:
Mamoń
20.11.2022, 23:31 |