OCALIĆ ŚWIAT
Wydawanie „Niewidzialnych” trwa. I dobrze. Fajna to seria, jedna z lepszych Morrisona, chociaż nie najlepsza – początkowy zachwyt nią z czasem opada, ale nie aż tak. Jeśli więc wahacie się czy warto, bo Morrison nie raz Was zawiódł, a zawiódł na pewno (mnie niektórymi historiami z Ligą sprawiedliwości czy „Batmanem”, kiedy celował w kryminalne, wtórne intrygi) to warto. Bo dobra to rzecz, pomysłowa – choć jednocześnie na schematach przecież oparta – i naprawdę wciągająca, nawet jeśli nie zawsze do końca spełniona.
Ludzie jako niewolnicy? To pragnienie sił z innego wymiaru, które chcą zapanować nad naszym światem. I z tym właśnie walczą Niewidzialni – czyli ekipa posiadaczy supermocy. A w całym starciu niebagatelną rolę ma odegrać pewien nastolatek…
Wziął sobie Morrison w tej serii bierze to, co znane, miesza to, miksuje, podlewa czymś swoim i tworzy… No tworzy coś, co znajduje w tematyce jakąś nową jakość, coś świeżego i potrafiącego pobudzić wyobraźnię. A że wszystko to mocno zakorzenione jest w szeroko pojmowanej fantastyce, nic dziwnego, że tacy miłośnicy komiksów i fantastyki właśnie, jak Wachowscy, z jego prac czerpali pełnymi garściami. A najmocniej z „Doom Patrol” (zeszyt 58 w szczególności) i „Niewidzialnych” właśnie. Jak przy okazji omawianiu poprzedniego tomu, tak i teraz w detale nie chcę się tu wdawać, bo to i nie miejsce na nie, ani też nie chcę odbierać nikomu przyjemności z ich odkrywania, ale trzeba o tym pamiętać, bo przecież ilość naśladownictw to też dowód na popularność, ale i uznanie danego dzieła.
A sami „Niewidzialni”? To kawał naprawdę świetnej opowieści komiksowo-fantastycznej. Oparta na znanych wszystkim motywach, wtedy jeszcze nie wyeksploatowanych, ale jednak już znanych właśnie, wyciska z nich co najlepsze. Tajna organizacja? Szukanie prawdy? Odkrywanie sekretów? To standard, ale w dobrym wykonaniu, a tu mamy iście wyśmienite, zawsze się sprawdza i może nieść ze sobą coś więcej. I niesie. Morrison tym komiksem daje nam nie tylko świetną opowieść, napędzaną przez akcję i tajemnice, ale też i filozofującą fantastykę, ze świetnymi pomysłami i równie świetnie nakreślonymi postaciami. Jednocześnie nie brak tu nuty typowego dla niego szaleństwa, odkrywania w rzeczach banalnych drugiego i trzeciego dna, a także po prostu dobrej zabawy motywami. A bawić ma czym, bo odnosi do wielu dzieł, a już prozy Lovecrafta tym razem w szczególności. A przecież jest tu humor też, jest akcja, jest rozrywka, ale i coś więcej.
Bardzo fajna rzecz, a przy okazji, kiedy debiutowała w roku 1994, czasach wciąż narastającej popularności „Z archiwum X”, z którym pewne elementy seria dzieli, wstrzeliła się też w swój czas i choć teraz już takiego zaplecza tematycznej fascynacji nie ma, nadal świetnie się sprawdza. Dorzućcie do tego klasyczną w najlepszym tego słowa znaczeniu szatę graficzną, dobry przekład (udał się, choć rzecz uchodzi za nieprzetłumaczalną) i doskonałe wydanie i… I co? I macie komiks wart poznania, dla dojrzałych czytelników.
|
autor recenzji:
wkp
06.12.2022, 14:35 |