KOLEJNY NOWY ROZDZIAŁ DC
I kolejny event od DC. Zabrzmię, jak stary dziad, ale kiedyś to były czasy – kiedy DC robiło wydarzenie, w którym spotykali się najwięksi jej bohaterowie, to dopiero była okazja. Okazja, która zdarzała się raz na parę dekad tak naprawdę, a jej reperkusje w seriach odczuwalne były przez długie lata. A teraz? Teraz eventów jest na pęczki, co chwila ktoś glinie, ktoś wraca, coś się zmienia, coś zostaje przywrócone. I za każdym razem otwiera się nowy rozdział. Teraz też. Ale jest coś, co jeszcze za każdym razem w przypadku tych historii występuje – chce się je czytać. Choćby z ciekawości, ale i ich rozmach i waga wydarzeń też nie pozostają bez znaczenia. A przy okazji najczęściej jest całkiem przyjemnie, dobrze nawet. I tak właśnie jest i teraz, chociaż nie jest to historia typu musisz-to-mieć. Ale kto lubi DC, coś tu dla siebie znajdzie i będzie bawił się przyjemnie, a wraz z rozwojem akcji coraz lepiej.
„Death Metal” się skończył, multiwersum udało się ocalić, rzeczywistość zabrana przez Kryzysy została odzyskana, ale jakie były tego koszty? Teraz w tym nowym świecie, świecie pełnym tajemnic, nadchodzi pora rozwikłania kilku spraw i stawienia czoła kolejnym zagrożeniem. Darkseid wrócił potężny, jak nigdy dotąd, Barry Allen zniknął, Stowarzyszenie Sprawiedliwości zostało uprowadzone, zaginął też ojciec Batmana, ale żyje za to Roy Harper, a także pojawiła się nowa Czarna Latarnia, ale kim ona jest? By rozwiązać to wszystko, formuje się nowa drużyna. A dokąd zaprowadzą ją te wszystkie wątki i tropy?
„Odrodzenie DC” to właściwie jedna wielka opowieść przetykana solowymi przygodami danych bohaterów. Wszystko to miało właściwie jeden cel – uporządkować uniwersum po „Flashpoincie” i wyjaśnić to i owo. Uporządkowało? Trochę na pewno, ale jednocześnie zrobiło jeszcze więcej bałaganu. Żeby namieszać, zaciekawić, zaintrygować, bo co to będzie dalej? A coś być musi. I jest, kolejny Kryzys, bo tak zawsze najważniejsze eventy DC były nazywane. Kolejny, który ma trochę to wszystko domknąć i otworzyć nas na nowy rozdział. Jaki ten nowy rozdział będzie, czas pokaże, ale ta historia przyjemna jest i całkiem warto po nią sięgnąć.
Na pewno podoba mi się jej rozmach. I jej różnorodność. Nie jest to wielka opowieść, ale dzięki konkretnej akcji i bogactwie graficznym. Dobrze, że sporo tu klasycznego wyglądu, że odniesień do oldschoolowych, dawnych „Kryzysów” i ogólnie, że wszystko to udane, najczęściej miłe dla oka, chociaż te bardziej nowoczesne, współczesne, bardziej brudne, ale i jednocześnie mniej realistyczne, też są obecne. Ale i one jakoś nie zawodzą. A przynajmniej nie bardzo, chociaż można było ukazać te sceny lepiej.
A czy lepiej można było ukazać ten komiks? Tę fabułę? Tak, ale nadal jest dobrze. I warto po album sięgnąć. To rzecz dla fanów, ci, którzy z uniwersum i ostatnimi wydarzeniami nie są obeznani może i jakoś bardzo się w tym nie pogubią, bo za skomplikowane to to nie jest, niemniej nie odnajdą się w tym tak, jak powinni. A to odniesieniami, smaczkami, odwołaniami właśnie stoi. No i fani śmiało przeczytać mogą, a nawet powinni, bo fajny to epilog, choć oparty na znanych nam już schematach.
|
autor recenzji:
wkp
08.12.2022, 06:59 |