CZARNY MŁOT. ŻYCIE PO ŻYCIU
Lucy Weber wiedzie dziś spokojne życie. Oczywiście na tyle spokojne,na ile pozwalają jej obowiązki matki i żony. I mówi wprost, że bycie Czarnym Młotem to już przeszłość, że tym to już teraz się nie zajmuje. Życie jednak lubi płatać figle. I płata również Lucy.
Przyczynkiem ma okazać się córka Lucy – Rose. W pewnym momencie „odpływa”. I przywraca do życia koszmary, które Lucy – tak jej się przynajmniej zdawało – miała już sobie poukładać w głowie i odłożyć gdzieś na bok. Nic z tego. Skulldigger znów wraca i – tak można przypuszczać – za chwilę wywróci życie (super)bohaterki o 180 stopni. Wywróci, bo na razie mamy tego symptomy, jak pojawiające się w Spiral City strefy spaczenia.
Na razie mamy też typowo ludzkie rozterki. Wspomniane odjazdy córki czy zwykłą codzienność ograniczoną do tego, co dzieje się w domowych czterech ścianach. A właściwie nie dzieje, czego dowodem przesiadywania na kozetce u psychoterapeuty ze… zdradzającym mężem.
Zapowiedzią tego, co wydarzy się dalej jest wizyta pułkownika Weirda, dobrze znanego z poprzednich tomów poświęconych uniwersum Czarnego Młota. Jak jednak Jeff Lemire rozwinie fabułę? Na razie pozostaje to tajemnicą.
„Czarny Młot. Odrodzenie” (z dopiskiem część 1) to kontynuacja zasadniczej serii, dobrze już znanej na polskim rynku. Zauważalna jest w niej tylko drobna zmiana na stanowisku osoby odpowiedzialnej za grafikę. Tym razem plansze stworzyła Caitlin Yarsky. W dodatkach pisze, że musiała dorównać Deamowi Orstomowi. Dorównać, co nie znaczy kopiować. Swą kobiecą ręką kreśli po prostu przygody Czarnej Młociarki, trzymając się przyjętych w lemirowskiej serii zasad, ale dorzucając też swoje babskie trzy grosze.
Nie powiem, czekam na ciąg dalszy. Kolejne perypetie spod egidy „Czarny Młot” cieszą bowiem bardziej niż eksperymenty w postaci serii pobocznych.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
15.12.2022, 23:18 |