TINTIN PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA
Kiedy rzeczywistość miesza się z wizjami, rodzą się demony. Tak jest w przypadku głównego bohatera komiksu „Ostatnie spojrzenie” Charlesa Burnsa. Wymyślony przez niego Doug to postać kompletnie odjechana.
To człowiek, który w trakcie undergroundowych koncertów czyta swoje teksty do psychodelicznych dźwięków. To gość, którego fascynuje postać Nitnita – bohatera komiksów, którego maskę przywdziewa, by stać się Johnnym 21. Nitnita - do złudzenia przypominającego reportera Tintina wykreowanego przez pana Herge. Tylko w komiksie Burnsa to Tintin, który zagląda na drugą stronę lustra. Który trafia do krainy psychodelicznych czarów. A jednocześnie bohater tkwiący w rzeczywistości. Tej nudnej, tej – jak to w komiksach Burnsa bywa – złej.
Granica między rzeczywistością a wizją jest bardzo płynna. Granica między informacją, że Doug zostanie ojcem z wizją w której pojawia się jajko z embrionem właściwie nie istnieje. Odległość między wariatem, który chce zabić Sarę - przez pewien czas najbliższą mu osobę - a tym samym wariatem, który spuszcza mu solidne wpie**ol skraca się do minimum. Tak samo jak przestaje mieć znaczenie, czy życiem jest to, co dzieje się na serio, czy też to, co udaje się uchwycić bohaterom na zdjęciu z polaroida. Czy też to, co dzieje się w ich umysłach pod wpływem różnego rodzaju środków rozszerzających świadomość. W którymś jednak momencie dopadnie ich rzeczywistość. I wtedy zrodzi się pytanie – kto lepiej ją zniesie. Strona używająca? Czy strona bardziej świadoma?
„Ostatnie spojrzenie” to trzeci komiks Burnsa wydany w Polsce – po albumie „El Borbah” i tomiszczu „Black Hole”. Graficznie różni się przede wszystkim tym, że to album w pełnym kolorze. Ale poza tym… Burnes robi swoje. Rysuje na wpół realistycznie, by wplatać w takie rysunki chore, spaczone wizje po użyciu. W tym przypadku wizje te inspirowane są twórczością wspomnianego już ojca Tintina. Z tym, że u Burnsa Tintin (vel. Nitnit) brnie przez świat pełen lęków, wewnętrznych strachów, które przyjmują zaskakujące postaci. Przez zapuszczone korytarze, światy zasiedlone robakami, pełne jakichś flaków, ścieków, czaszek, embrionów i ludzkich świń. A kto jest już po „Przygodach Tintina” znajdzie jeszcze też trochę innych odniesień dotyczących np. jaj :)
Burns proponuje psychodeliczną obyczajówkę, której ciężar lawiruje właśnie gdzieś między „psychodelią” a „obyczajówką”. Wędruje między tymi dwoma swoistymi biegunami, nie starając się złapać równowagi. Pozostawia też czytelnika z pewnym niedopowiedzeniem dotyczącym przyszłości Douga. Czy tytułowe „Ostatnie spojrzenie” rzeczywiście dotyczy też sytuacji, w jakiej znalazł się? Czy też jednak dotyczy wizji, które raz na zawsze pójdą gdzieś na bok? A może to właśnie one wygrają w tym starciu?
Graficznie „Ostatnie spojrzenie” to połączenie znanych nam doskonale Burnsa i Hergego. Burnsa, który na swoje psychodeliczne plansze dołożył jedynie kolor. I Hergego, bo wiele plansz wykonanych jest w stylistyce ligneclaire. Z kolorystyką i krechą, którą operowałby pewnie Herge, gdyby wszedł w psychodelę. Mamy więc tu i autorskie podejście do komiksu, z jakiego znamy Burnsa i zabawę klasyczną, komiksową materią. Zgrabnie napisaną, dobrze opowiedzianą i narysowaną. Słowem – w sam raz dla miłośników niebanalnych rzeczy. Jak to zwykle u Burnsa bywa. Szkoda tylko, że niezbyt często możemy z nim obcować...
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
19.12.2022, 21:52 |