NAUKA MIŁOŚCI
Świat był piękny i pusty a ja w porównaniu Byłem prosty, gotowy na każde spotkanie Świat był drzwiami słabości i ścianą odwagi Wytrąciłaś mnie z równowagi
- Elektryczne Gitary
Opowieści o miłości to my na rynku mamy sporo. Serii mangowych w temacie nie brakuje. Czym zatem może nas przekonać do siebie takie „Pożegnanie pierwszej miłości”? A no tym, że nie jest to historia na poważnie. Strona uczuciowa na tym nie cierpi, bynajmniej, serio jest tu dużo emocji, uniesień i wzruszeń, ale przede wszystkim to jakże sympatyczna komedia pomyłek, która potrafi rozśmieszyć. I potrafi być też głupkowata, ale bynajmniej nie głupia.
Kto ma szczęście w miłości, ten chyba w ocenach szczęścia nie ma. Tak przynajmniej jest w przypadku Aokiego, który to z Idą jakoś tam sobie wszystko poukładał, ale w szkole to mu nic nie idzie, jak powinno. Więc trzeba coś zrobić i zrobić coś chce jego matka. A tym czymś są korepetycje, ale… No właśnie, to nie może iść tak, jak powinno. Bynajmniej. A w tle jest jeszcze Hashimoto, która chce zrobić walentynkowe babeczki. No a co z tego wyniknie?
Ten tomik bardziej koncertuje się na relacjach Aokiego i Idy, więc więcej jest tu elementów boy love, niż poprzednio. Ale inni bohaterowie nie zostają zaniedbani, trochę na dalszym palnie, nadal są obecni i swoje robią. I robią tym robotę, jak to się mówi. Mamy więc z czego się pośmiać, ale wszystkie te romantyczne uniesienia dostają równie wiele miejsca, co komedia. Jest jeszcze do tego strona przyjacielska, strona szkolna i obyczajowa. I wszystko to łączy się, miesza i ma swój urok, który mnie kupuje.
Fajna to seria, bo w odróżnieniu od większości typowych BL fabuła ma tu znaczenie. Nie jest pretekstowa, skrojona została niemal wzorcowo, jak każda dobra romantyczna komedia pomyłek. Dzieje się sporo, choć wiadomo, w tych obyczajowych ramach wszystko to jest zamknięte i nagle nie wiadomo skąd nie wyskoczy jakiś nieoczywisty i nietypowy wątek, dzieje ciekawie i sympatycznie. A nawet nastrojowo.
I fajnie to wszystko wygląda też graficznie, niby typowa robota, ale podoba mi się tu większy udział czerni w ilustracjach, niż to zazwyczaj w szojkowych romansach bywa, w tym właśnie jest „Pożegnanie pierwszej miłości”. Do tego wszystko to jest i typowe, i charakterystyczne, a przede wszystkim po prostu miłe dla oka.
Nie do końca wiedziałem swojego czasu, czego po tej serii się spodziewać. Ale miałem nadzieję na coś, co mnie rozśmieszy i nie będzie fabularną wydmuszką. I właśnie to dostałem i dostaję nadal, z każdym kolejnym tomem. Fajnie było, fajnie jest i fajne też na pewno będzie. Jeszcze przez cztery tomiki, bo tyle dzieli nas w końcu od finału.
|
autor recenzji:
wkp
23.01.2023, 06:21 |